176
od tjcb, którzy podejrzenie takie rzacili na niego. On ma czyste sumienie.
Sędzia szybko wzrokiem zmierzył wchodzącego młodzieńca.
Ta postawa pełna godności i powagi nie podobała mu się. Będąo przekonany o winie Raula, u-ważał taką postawę za bezczelną śmiałość.
Raul nie uważając wcale na wyraz sędziego, postępował śmiało naprzód i zanim się sędzia odezwał, on go zapytał:
— Panie sędzio! co mnie pan tak często wzywasz do siebie; ani nawet wjtłómaczyć mi się pan nie pozwolisz.
— Pan niejesteś tu na to, ażeby zapytywać, lecz na to, aby odpowiadać — odrzekł sędzia suchym lecz ostrym głosem.
— Wiem o tern, jednakowoż nie dowiedziono mi jeszcze popełnionej zbrodni, jestem zatem dotychczas nieposzlakowany i sama przyzwoitość nakazuje, ażeby się ze mną jako z człowiekiem a zwłaszcza takim, który może jest ofiarą i może być niewinnym, obchodzono.
— Milcz pan; ostrzegam pana, podobne odpowiedzi mogą tylko pogorszyć sprawę pana i tak już dość groźną... Pan się nazywasz wicehrabia Raul de Challins, nieprawdaż? Masz pan dwadzieścia pięć lat, jesteś pan sierotą, opiekował się tobą zmarły twój wuj, hrabia Maksymilian de Yadans. Przyznajesz pan, że odebrałeś wychowanie dobre. Lepićj. nie mógłbyś pan nawet w domu własnym mieć. Aza ckazywaną czułość zadałeś mu pan trucizny, aby ry-ohlćj umarł?
Raul ze wstrętem słuchał tego. , t
— Słuchaj paD, panie sędzio. . Czy pan masz jaki dowód na uzasadnienie tego ciężkiego oskarżenia, jakie mi pan w oczy rzucasz?
— Aba! a więc to taki sposó.b obrony obrałeś pan sobie ? — rzekł. — A więc, biedy oskarżenie powie — otrułeś hrabiego Maksymiliana de Yadans — odpowiesz: Jakim sposobem wiecie, że hrabia został otruty?
— Tak też jest! powtarzać to będę zawsze i aby mnie skazać, ^potrzeba dowodów.
— Mamy je.
— Jakie?
— Podstawienie pustćj trumny w miejsce trumny, zawierającej ciało, jasnym jest dowodem winy.
— Jestem niewinny tśj zamiany.
— Dowiedź pan tego, jeśliś niewinny. Dla czegoś pan nie posłał po lekarza dla swego zmarłego wuja?
— Bo sobie tege nie życzył.
— Jaki na to dowód?
— W mojem twierdzeniu.
— To podług prawa nie żaden dowód. Prawdą zaś jest podług prawa, żeś pan chorego odosobnił, żeś nikogo nie wpuszczał, nawet baronowa de Ga-rennes i jśj syn nie mogli się zbliżyć.
— Bo sobie wuj mój tego nie życzył.
Sędzia zaczął się namyślać. Przpglądał papiery i po chwili rozpoczął znowu:
— Wszak pan a nie inny zajmował się przewiezieniem zwłok do Compiegne?
— Tak jest, ja sam.
— Po cóż to przewożenie?
— Taka była wola mego nieodżałowanego wuja.
12