89’
białą plamę na zielonym ląk kobiercu, ale plama ta w oczach rośnie,, i nie upłynęły dwie minuty, a pies na odległość 50 kroków mija Strzelca,, by z tą samą sprawnością okładać teren z drugiej strony.
Władek zachwycony; nie spuszcza oka z wyżła — ogromnie zadowolony ze swojego Beka, który naprawdę pod względem szukania jest niezrównany. Oczy Władka jeszcze więcej się rozpromieniają, gdy widzi, jak Bek przerywa nagle swój galop, ściąga się i z wietrznikient wzniesionym ciągnie powoli pod wiatr. Jeszcze krok jeden i drugi — pies stoi jak posąg z białego wykuty marmuru! Strzelec okrąża wyżła i pomału podchodzi ku niemu, biorąc kury niejako w dwa ognie.
Zrywa się z łoskotem mocne stado dobrze już podrosłych kuropatw. Padają dwa strzały — pointer natychmiast przywarował — stado rozbite; część zapada w rozproszeniu daleko na łące około kępy olszowej. — Druga część nad brzegiem szerokiego pasa kartofli, graniczącego z łąką. Strzelec przytracza dwie zabite kury, i śpiesznie dąży ku olszynowym krzakom. Rozbite kury na łące — to szczyt, rozkoszy myśliwskiej w suchem polu!
Bek już oto wystawia twardo. Zrywa się pojedyńcza kura, aby natychmiast po strzale martwa spaść w chłodne trawy.
Bek na odgłos strzału znowu przywarował — znakomity pies,, który nie płoszy niewczesnym, nieopatrznym ruchem reszty rozproszonych, dolegających twardo kuropatw. Strzelec jest zadowolony w wysokim stopniu ze stylowej pracy szlachetnego wyżła. Wtem za plecami myśliwego znowu zrywa się kura — ,,buch“ — leży; w tej chwili trzy inne -się porywają — dwie z nich trafione padają w trawę; strzelec nabija szybko próżne lufy, każdej chwili mogą się dalsze zrywać rozbitki; i rzeczywiście, zanim nabił, dwie kuropatwy ratują się ze straszliwego pogromu i zapadają w pobliżu drugiej partji rozbitego stada. Już myśliwy zabiera się do odszukania zabitych sztuk, gdy jeszcze trzy kury,, zerwawszy się, gęsto zbite, starają ocalić swe życie. Napróżno! — na strzał znikają wszystkie trzy, spadłszy na miękki wysokich traw kobierzec.
Bek wystawia ubite sztuki jedną po drugiej. Chłopak je zbiera,, i z zadowoleniem przytracza. Bek znowu stoi — myśliwy w własnej swojej osobie zbliża się z przewieszoną strzelbą, by podnieść zdobycz — tam oto przysiada na łące, widać ciężko postrzelona — strzelec się schyla, wyciąga po nią rękę, gdy wtem kura zrywa mu się, z pod palców prawie, zdrowa... i znika za kępą olszową — wesoło cirykając, jakby" szydząc, że myśliwego tak wywiodła w pole. Władysław i Bek z dłu-giemi nosami patrzą za zbiegiem; najinteligentniej wygląda Bek.