czajnością swoją; one się nam mniej dziwacznemi wydadzą, jeżeli weźmiemy na uwagę różne w naszym języku na oznaczenie maści utarte wyrażenia, jak, izabelowate, ta-rantowate, wiszniowe, stalowe, maślate, wilczate, różowe, miodowe i t. p. Aelianowi winniśmy wiadomość, że istniał w Indyach cech ujeżdżaczy, którzy się od młodości do tego wprawiali, aby nigdy ostrych z kolcami nie używać wędzideł, a obchodzić się tylko uzdeczką. Energią ciała i wielką wprawą nakłaniali oni konia do bieżenia po kole. Najlepiej wyćwiczeni umieli także po kole poczwórnym kierować zaprzęgiem. Wóz wojenny bywał parokonny tylko i dwóch wojowników w sobie mieścił, tak było podczas indyjskiej Alexandra wyprawy. Indya-nie starannie około koni chodzili i mieli upodobanie w wyścigach, w których królowie i najznakomitsze osobistości kraju udział brali i grube stawiali zakłady, jednak na wyścigach indyjskich biegały przeważnie woły, pomiędzy któremi czasem wprzęgano konie; długość biegu wynosiła około /3 mili. Na te wyścigi pojawiały się często drobne Ponny i drobniutkie woły, nie większe od kozłów, które prawie tak były rączemi, jak Getskie konie. Do dziś dnia znajdują się w okolicy Surat woły, które nie są większe od dogów angielskich.
Tak jak koń tatarski tryumfując na wschodzie pod wodzą Tamerlana rozpoczyna dzieje XIV. wieku, tak znowu historyę XV. wieku kończy koń turecki zwycięztwami Mahometa II. nad cesarstwem wschodniem.