Po śnieżnej grani. 45
szającą się fałdziście od szczytu na drewniane poprzeczki niby ramiona i ścielącą się jeszcze suto po śniegu. Strojny był dziś ów skromny zazwyczaj graniczny strażnik ...
Do Gąsienicowej Turni szło się prędzej, bo trudności nie było prawie żadnych. Mało rzeźbiona grań, dobrze przykryte twardniejącym popołudniu stopniowo śniegiem, pozwalała na pewne stawianie kroków, łatwe ubezpieczenie z za wbitego Czekana i marsz bez użycia rąk. Pogoda też robiła się coraz piękniejsza, a zimowa przyroda jakby dla wynagrodzenia naszych trudów zaczęła roztaczać przed oczyma naszemi cudowne obrazy i zjawy. Nad Podhalem rozlało się naprzód bezkresne i sfalowane a zastygłe morze mgieł, z którego wynurzały się góry śnieżną krawędzią jakiegoś bajecznego podbiegunowego lądu.
Po południowej stronie rozgrywało się tymczasem tytaniczne swym rozmiarem i przebiegiem i niewidziane przezemnie dotychczas widowisko. O ile nad Podhalem panował martwy spokój, o tyle nad doliną Wagu mgły kłębiły się nieustannie. W pewnym momencie ułożyły się one i tu w burzące się morze, które zatopiło nawet olbrzymie gniazdo Wielkiej Kopy Koprowej. Aliści wkrótce przewalające się fale, rozkołysane smagającym je snąć coraz mocniej wiatrem, zaczęły wzbierać, rosnąć, jakby gotować się do jakiegoś wściekłego szturmu na sterczącą dumnie ku słońcu naszą śnieżną grań — aż wreszcie chcąc widać tern straszliwiej uderzyć, zlały się wszystkie razem w niebotyczną, pionową falę, która wezbrawszy w mgnieniu oka, przerosła wielokrotnie najwyższe szczyty i wierchy.... I runęła na nas....-Mimowoli przystanęliśmy i wbili Czekany głęboko.... Chlusnęły na nas bałwany mgieł, przelały się przez grań i zniknęły w chłodnej, zacienionej otchłani kotła Świnickiego. Obejrzeliśmy się za siebie .... O dziwo! Z całej powodzi, z potopu jaki nam groził, ze ściany mgieł niebosiężnej — ani śladu ... Jasna i pogodna, a bezśnieżna, uśmiecha się do nas przez szeroką bramę górską dolina Wagu, wierchy Kopy Koprowej i Zachodnich Tatr błyszczą w słońcu, ciepły granat urwisk Krywania i Hrubego pieści oko.... Staliśmy jeszcze chwilkę zadumani i zdjęci podziwem nad bezmiarem piękna zimy .. . poczem ruszyliśmy dalej naszym podniebnym, słonecznym szlakiem ku tajemniczemu Przeznaczeniu, które czekało na nas hen daleko na kresach śnieżnej grani.. . Czekała na nas dziewicza jeszcze w swej zimowej szacie Niebieska Turnia. Ku niej biegły nasze myśli, ku niej biły nasze serca, ku niej wyciągały się nasze ręce, przerębujące Czekanami drogę w nawisach i oblodzonych ścianach, ku niej niosły nas stopy przez kopne zaspy.
Od Gąsienicowej Turni weszliśmy na szlak nietknięty nogą ludzką