764
rozprawiać* pociągał i zachwycał poetycznemi obrazy, wymową i dowcipem: a chociaż zgoła nie miał badawczego umysłu, jednak nie łatwo mógł się zna-leść wyższy człowiek, któryby potrafił zedrzeć piękną tkankę słowną, jaką zwykle okrywał wszystkie przedmioty. Ztąd w rozprawach jeszcze w Egipcie, długo nie mogli dać mu rady. Próżny i błyszczący ten człowiek, wbił się w nadzwyczajną pychę, sam siebie nazywał i podpisywał się „sławnym” i wcale się nie wzdrygał ogłaszać, że od wszystkich żyjących i dawniejszych pisarzy kościelnych więcej miał rozumu i nauki. W pismach swoich wyrażał się zręcznie, słodko i sposobem przyciągającym: ale pełno tam przesady, na-dętości i sztuki. Na tych przygotowawczych zgromadzeniach Aryusz z całą biegłością swej dyalektyki wystąpił, a tak śmiele wykładał swe bezbożne zasady, że biskupi zatykali sobie uszy, aby nie słyszeć bluźnierstw. Lecz święty Atanazy, głębszy daleko umysł, łatwo mógł zedrzeć błyskotkę powierzchownego talentu: a będąc bez porównania bieglejszy od wszystkich nieprzyjaciół w rozbieraniu przedmiotów i chwytaniu przeciwności lub dwuznaczników, pokonywał tem bardziej Aryusza jegoż własną bronią, to jest dyalektyką, im bardziej w swoich dowodzeniach jaśniał nie blaskiem pozornym i miękkim wdziękiem, ale bogactwem głębokich myśli, wielkich wyobrażeń, przy niepospolitej wymowie i jasności wykładu. Aryjanizm nie był opiniją jakiejkolwiek choćby najmniejszej cząstki Kościoła, ale po prostu wymysłem niepojmującego rzeczy boskich i dumnego rozumu. Ta herezyja rzuciła się jak pleśń zepsucia we dwóch miejscach i tylko wkoło siebie roztaczała sztuczną zgniliznę, bo całe ciało Kościoła było najzdrowsze. Aryusz tułający się po Egipcie i Syryi, potrafił kilku znaczniejszych biskupów ułowić w swoje sieci, i ztąd byli przychylni jego nauce mniej więcej: Euzebijusz biskup cezarejski, Teodat laodycej-ski, Paulin tyryjski, Elijasz biskup Liddy, Sekundus Ptolemaidy, Patrofil Scy-topolu i kilku innych, którzy wszyscy prawie w sąsiedztwie mieszkali. Z drugiej strony, krewny cesarski i człowiek dworski, Euzebijusz biskup Nikomedyi przeciągnął na Aryjusza stronę swoich sąsiednich biskupów, jako to: Maryju-sza chalcedonskiego, Teognisa nicejskiego, Merofantesa efezkiego i innych. Wszystkich tedy biskupów ze stronnictwa Aryjusza, liczono siedmnastu: chociaż ani jeden z nich nie odważył się otwarcie popierać zaprzeczenia Aryjusza, tak była powszechna wiara w bóstwo Chrystusa. Po rozprawach przygotowawczych nastąpiło uroczyste otwarcie soboru. Wszyscy biskupi zebrali się do cesarskiego pałacu. W ogromnej i najpiękniejszej sali były pustawione rzędem po obu stronach przy ścianie krzesła biskupów. Wkrótce po zebraniu się przybył Konstantyn Wielki i przeszedłszy wpośród pasterzy, nie wprzód usiadł, aż Ojcowie zajęli swe miejsca. Po uciszeniu się, Eustachy, biskup antyocheń-ski, zabrał głos na podziękowanie cesarzowi za opiekę i udział w tak ważnej sprawie wiary. Na co Konstanty odpowiedział po łacinie, oświadczając radość z widoku tylu szanownych, razem zgromadzonych biskupów, i potem wspominając o smutnych rozdwojeniach w Kościele, zachęcał do zgody i spokojnego roztrząsania spornych przedmiotów. Nareszcie przystąpiono do rozprawy z Aryjanami. Wszystkie najsztuczniejsze zabiegi Aryjanów, czyli ducha ziemi, nie otrzymały żadnego skutku przeciw prostemu światłu nieba. Aryjanie zdobywali się na wszelkie chytrości dla ukrycia swego błędu, a katolicy wszelkiemi sposobami wyciągali ich na czyste pole z twierdz dwuznaczników i sofizmatow, do których się przeciwnicy najzręczniej chronili. Jeszcze pierwej strona aryjanska starała się na prywatnych posiedzeniach podejść prawowiernych wniesieniem tego na pozór niewinnego zdania, aby przed rozpo-