i sympatią nie tylko w naszym dywizjonie, lecz również wśród oficerów torpedowców całej dywizji. Zauważyłem też, że dowódcę naszego ogólnie nazywano „Gigusza” i traktowano raczej żartobliwie.
Podczas niedługiego postoju w Lipawie zdążyłem przyzwyczaić się do torpedowca oraz zorientowałem się w moich nowych obowiązkach służbowych, które na razie polegały na kończeniu przygotowań do wyjścia w morze. Poza czasem robót odwiedzało nasz torpedowiec wielu oficerów z okrętów sąsiednich, dla których Tichmieniew miał zawsze gotowy poczęstunek: czarną kawę i koniak Martell. Wieczorami dowódca zwykle wychodził na ląd, a my pozostawaliśmy sami i czarnej kawy i koniaku pito dużo. Wracał na ogół po północy, przy czym oficer służbowy, czyli na przemian ja lub Tichmieniew, obowiązany był go spotkać przed trapem. Nigdy jednak nie szedł od razu spać, lecz polecał ordynansowi podać kawę i koniak (ten sam martell). Jeżeli byłem na służbie, to musiałem dotrzymywać mu towarzystwa, jeżeli zaś przebywałem w kabinie, to też spać nie mogłem, gdyż rozmowy w kajutkompanii były nie przygłuszone. Wyspać się dobrze mogłem tylko wtenczas, gdy oficerowie nasi udawali się na któryś z sąsiednich torpedowców i zostawałem sam.
Wkrótce wyruszyliśmy na morze. Zaczęły się intensywne ćwiczenia, bardzo urozmaicone. Noce spędzaliśmy na kotwicy w jakiejś zatoce w szkierach finlandzkich. W dzień przebiegaliśmy szkiery farwaterami tak zwanymi strategicznymi. Często odbywaliśmy strzelania torpedami, a kiedy wychodziliśmy na morze otwarte, cały dywizjon szedł w zwartym szyku torowym. Wszystko to było dla mnie najzupełniej nowe i dlatego tym bardziej interesujące. Trzymano nas z daleka od portów, toteż podczas postojów gdzieś w Bjórkó lub w zatoce Lappvik często dochodziło do wzajemnych odwiedzin, połączonych z piciem kawy i koniaku. Pito tak dużo, że już od tamtego czasu nabrałem wstrętu do koniaku, a szczególnie do martella.
Po paru miesiącach służby stałem się niezłym oficerem wachtowym i coraz częściej pozostawiano mnie na mostku samego. W końcu lata dowódca nasz odebrał rozkaz, ażeby odwieźć z Rewia do Kronsztadu pewne przyrządy, po czym musieliśmy przyłączyć się do dywizjonu w Bjórkó. Wszyscy na
99