Stalin intelektualista 95
- Artysta powinien pokazywać życie prawdziwie. A jeśli pokazuje nasze życie prawdziwie, nie może nie pokazać, jak zmierzamy do socjalizmu. To właśnie jest realizm socjalistyczny.
Innymi słowy, literaci mieli pisać, jakie powinno być życie, tworzyć pa-negiryk na cześć utopijnej przyszłości. Później nastąpił akcent komiczny, który wniósł, jak zwykle nieświadomie, Woroszyłow.
- Wy tworzycie dobra, których potrzebujemy - powiedział Stalin. - Bardziej niż maszyn, czołgów, samolotów, potrzebujemy ludzkich dusz.
Ale Woroszyłow potraktował to dosłownie i przerwał Stalinowi, by wtrącić, że czołgi też są „bardzo ważne”.
Pisarze, oświadczył Stalin z uderzającą brutalnością, są „inżynierami ludzkich dusz” - i wskazał palcem tych, którzy siedzieli najbliżej.
-Ja? Dlaczego ja? - zaprotestował jeden z pisarzy. -Ja się nie spieram.
- I co nam z tego przyjdzie, że nie będziecie się spierać? - przerwał znów Woroszyłow. - Musicie się do tego zastosować.
Niektórzy z pisarzy zdążyli się już jednak upić winem Gorkiego i odurzającym aromatem władzy. Stalin napełniał im kieliszki. Aleksandr Fa-diejew, powieściopisarz i największy z literackich biurokratów, poprosił ulubionego pisarza Stalina, Michaiła Szołochowa, by zaśpiewał. Literaci trącili się kieliszkami ze Stalinem.
- Wypijmy zdrowie towarzysza Stalina - zawołał poeta Ługowski. Powieściopisarz Nikiforów poderwał się i powiedział:
- Mam już tego dosyć! Piliśmy zdrowie Stalina milion sto czterdzieści siedem tysięcy razy. On też prawdopodobnie ma już tego dosyć...
Zapadła cisza. Ale Stalin uścisnął Nikiforowowi rękę.
- Dziękuję wam, Nikiforów, dziękuję. Rzeczywiście mam już tego dosyć.6
* * *
Mimo to Stalin nigdy nie miał dosyć przestawania z pisarzami. Kiedy Mandelsztam zauważył, że poezja jest bardziej szanowana w Rosji, „gdzie zabija się za nią ludzi”, niż gdziekolwiek indziej, miał rację. Literatura wiele znaczyła dla Stalina. Mógł się domagać, by pisarze byli „inżynierami ludzkich dusz”, ale sam nie był wcale aż tak głupim filistrem, jak sugerowały jego maniery. Nie tylko podziwiał i doceniał wielką literaturę, potrafił też dostrzec różnicę pomiędzy najemnym literatem a geniuszem. Od chwili wstąpienia do seminarium w 1894 roku namiętnie czytał, twierdził, że nawet po pięćset stron dziennie. Na zesłaniu, kiedy zmarł jeden ze współwięźniów, zagarnął jego bibliotekę i nie chciał się nią podzielić z oburzonymi towarzyszami. Głód literatury u Stalina był niemal tak wielki jak jego marksistowska wiara i megalomania: można wręcz powiedzieć, że były to największe