bywa, przychodziło się do odpowiedniej komisji, czy raczej do jakiegoś prezesa z prośbą o mieszkanie, do którego zresztą jako oficer miałem przecie prawo. Prezes tymczasem z miejsca zajmował takie stanowisko, jakby widział przed sobą dziwnego intruza, który domaga się jakiegoś specjalnego przywileju. Pierwsza odpowiedź była oczywiście odmowna. Wróciłem na „Groziaszczego” i podzieliłem się tą smutną wiadomością z kolegami wyrażając żal, że nie będę mógł do Lipawy sprowadzić żony. Koledzy, jako doświadczeni, bo sami już przez to przeszli, dali mi dobrą radę: najpierw trzeba zrobić wywiad i dowiedzieć się, jakie mieszkanie jest wolne, i dopiero wtedy iść do prezesa. Rzeczywiście, rada była dobra. Bardzo szybko znalazłem wolne dwupokojowe mieszkanie, co prawda podoficerskie. Komisja mi je przyznała, musiałem tylko sam zająć się czyszczeniem i bieleniem ścian, w czym mi bardzo dopomógł jeden z marynarzy z „kanonierki”. Mieszkanko było dość daleko, składało się z dwóch pokoików i kuchni i było wcale przyjemne. Co jednak najważniejsze, to zdobycie tego mieszkania dawało mi prawo obywatelstwa wśród mieszkańców domów oficerskich i teraz pozostawało mi tylko pilnować, czy jakieś mieszkanie nie będzie zwolnione, i zaraz żądać od komisji przydziału dla mnie. Tak się też i zdarzyło. Już po paru miesiącach mieliśmy mieszkanko w domu oficerskim na głównej ulicy i mieszkaliśmy tam aż do końca, czyli do chwili rozpoczęcia wojny. [...]
W sierpniu urodziła się nam nasza pierwsza córka. Poród odbył się w oddziale kobiecym Szpitala Morskiego w porcie i dobrze się złożyło, że byłem na kanonierce, gdyż inaczej nie mógłbym być obecny w tej trudnej dla żony chwili.
Nadchodziła jesień. Na kanonierce naszej przygotowywano się do jakiegoś wyjścia na morze. Kiedy wyszliśmy raz na redę dla skompensowania dewiacji, wtedy miałem sposobność przypomnieć sobie, że jestem przecie nawigatorem.
Pewnego popołudnia otrzymałem rozkaz stawienia się w sztabie dywizji torpedowców, o którego przybyciu do portu w Lipawie nawet nie wiedziałem. Pojechałem moim rowerem i po rozmowie ze sztabowym oficerem nawigacyjnym dowiedziałem się, że kwarantanna moja jest skończona, że lada chwila powinien nadejść telegram z dowództwa floty o wyznaczeniu
112