zasłonę dymną. Pod koniec walki włączyła się także bateria im. Laskowskiego, nie mogłem więc stwierdzić, czyje pociski dosięgły celu, za dużo ich bowiem leciało na raz. Nie stwierdziłem także osobiście, czy któryś z niemieckich niszczycieli zatonął, gdyż skryły się szybko za chmurą dymu. Stały ogień i czarny dym widoczny był na jednym z nich przez pewien czas jeszcze. Od ognia niemieckiego trafiona została jeszcze „Mewa” i zatonęła w porcie, „Wicher” natomiast nie otrzymał żadnego trafienia.
Na samym początku w tej walce artyleryjskiej brała także udział armata 75 mm, mająca swe stanowisko na falochronie portu rybackiego, obok naszych kanonierek. Dowódcą jej był st. bosman Ficek i z animuszem prowadził ogień, klnąc na obsługę, by się szybciej ruszała. Napomknąłem mu delikatnie, że to chyba za daleko dla 75-ki i lepiej oszczędzać amunicję na inną okazję. (Donośność 75-ki była 13 200 m, a odległość do Niemców około 15 000 m). Spojrzał na mnie niechętnie, przerwał jednak ogień. Po chwili rozpogodził „marsowe” oblicze i odpowiedział z uśmiechem: „Ma pan chyba rację. Może podejdą bliżej, to im wtedy pokażemy, takim synom!”.
Ten zwycięski bez wątpienia bój artyleryjski oraz wiadomość o przystąpieniu do wojny Anglii i Francji, którą otrzymaliśmy około południa, podniosła ogromnie ducha bojowego załogi Helu. Niedługo jednak trwała ta pełna radość. Niemcy nie darowali tej porażki i obawiając się narażać swe okręty na straty, za kilka godzin skierowali do akcji lotnictwo.
Około godz. 15 kilkanaście nurkowców rozprawiło się z „Gryfem” i „Wichrem”. „Gryf” stanął w morzu płomieni, zapaliły się bowiem na nim zbiorniki paliwa. „Wicher”, trafiony kilku bombami, przewrócił się na burtę i zatonął przy molo. Bolesne straty odniosła załoga „Wichra”. Byli zabici i ranni. Ppor. mar. Władysław Mamak, wyrzucony za burtę podmuchem, mimo urwanej nogi nie stracił przytomności i utrzymywał się na wodzie. Zdołano go uratować. Jeden z marynarzy na pomoście rozerwany został na strzępy, które zawisły na maszcie i olinowaniu.
Nalot skierowany był także na port rybacki, gdzie zatopiona została kanonierka „Generał Haller”. Bomba trafiła w burtę okrętu od strony nabrzeża. Zatonął przechylając się na zewnątrz. Lewa burta i część pokładu sterczała nad wodą, gdyż głębokość w porcie była niewielka. „Piłsudski” został nietknięty.
Wachtę na kanonierkach miała w tym czasie grupa z „Piłsudskiego”, pod dowództwem podchorążego Zaborskiego. Po nalocie bombowym postanowili się stamtąd wycofać, lecz ponieważ jedna z bomb przerwała molo, musieli to czynić na łodziach lub wpław. Samoloty niemieckie „pomagały” im w tym z broni pokładowej.
Niebezpieczny moment, a śmieszny zarazem z naszego miejsca widzenia (po szczęśliwym jego finale), miał podchorąży Zaborski. Obserwowaliśmy z brzegu, jak ratował się jolką wraz z dwoma marynarzami, pod
126