na brzuchu leżąc, podeprzeć brodę rękami. Wczołganie się w taką przegródkę jest mozolną akrobacją. Nie ma ani schodków, ani drabinki. Te z nas, które nie zdobyły miejsca na piętrach, leżą pokotem na podłodze. Razem jest nas 80! Sowieckie bydlęce wagony są wprawdzie nieco większe od naszych, niemniej - ciasnota nie do opisania. Bardzo mało światła wciska się przez okienka. Przewiewu nie ma żadnego. Wagon jest pełny nieruchomej duszności i mroku.
Zakarpacie zdobyło górne półki i panuje nad okolicą. Cyla z Zinką mieszkają wprost nade mną. Czuję to namacalnie na własnej głowie, bo mi na nią zmiatają całe śmiecie.
Gorsze jednak okazało się sąsiedztwo z mojej lewej. Wybierając miejsce wczoraj wieczór po ciemku, nie dostrzegłam instalacji, umieszczonej tuż obok tej pokuśnej szpary nad podłogą. Jest to coś niby tuba gramofonowa, cieńszym końcem wypuszczona w krajobraz, a przykryta od góry deską o kwadratowym wykroju wielkości zaledwie kliszy 9 na 12! Chyba dlatego, aby się która z nas nią nie wyśliznęła! Cały dzień i całą noc tuba jest w użytku. Pierze się nad nią i myje też. Nie wszystko, co powinno trafiać w otwór, trafia weń w istocie. Przeważnie rozpryskuje się na desce i rosi dookoła. Trudno się wdawać w szczegóły, ale sytuacja więcej niż tragiczna! Ponieważ woda w beczce okazała się stara jak świat, Złota Cesia - jednogłośnie przez wagon wybrana starostą- pozwoliła ją brać do mycia i prania. Pranie to jest od świtu do nocy zażartą walką. Tratowanie po leżących, rozpychanie się, wrzask, chlapanie na prawo i lewo. Leżę na moje nieszczęście między beczką a tubą i wszystko to odbywa się dosłownie na mnie.
Polek jest tu zaledwie kilka. Przeważnie węgierskie Żydówki, parę Rosjanek i - co ze wszystkiego najgorsze - całe prawie Zakarpacie!
O jakiejś niewiadomej godzinie, na jakiejś niewiadomej stacji słyszymy kołatanie kłódek, chlast odsuwanych sztab i w szparze rozepchnię-tych drzwi jawi się płaski pysk konwojenta, wzywającego starostę. W chwilę potem błękitny kubraczek i złoty, przeciągiem rozwiany czub są już pode drzwiami. Cesia wciąga kolejno do wagonu cztery wiadra jaglanej kaszy i dwa wiadra kwaśnej, surowej kapusty, trochę cukru w worku i chleb. Dają nam też zawarkę. Są to kolby niewiadomej, słodkawej, na twardo ubitej sieczki, w której przeważają suszone malinowe liście i wiśniowe, drobno pocięte szypułki.
Następuje teraz burzliwe dzielenie jedzenia. Jedna drugiej krupki li-
152