znaczną ilość bomb głębinowych, jednakże bez skutku, natomiast jeden pancernik został zatopiony. Powrót łodzi podwodnej poprzez zapory minowe był niezwykle trudny i ryzykowny, gdyż nie była zdolna do wykonania prawidłowych manewrów. Niemniej odbył się szczęśliwie i niemrawy dowódca, jak przewiduje statut, dostał najwyższe odznaczenie bojowe.
Jeżeli już mowa o łodziach podwodnych, to wspomnę o przygodzie obecnego dowódcy naszego statku szkolnego kapitana Konstantego Maciejewicza, który w roku 1917 był starszym oficerem na jednej z łodzi podwodnych. Pływałem z nim jeszcze przedtem, gdy był jednym z oficerów wachtowych na krążowniku „Riurik”. Zaprzyjaźniliśmy się, poznałem też dobrze jego żonę, panią Olgę. Znałem też jego dowódcę na łodzi podwodnej Maksymowicza, mego kolegę z Korpusu. Gdy obaj zaczęli swoją służbę na łodzi podwodnej, w chwilach ich pobytu w porcie prawie zawsze się spotykaliśmy.
Któregoś dnia, jeszcze przed moim odejściem z „Riurika”, obaj moi koledzy zostali wysłani na swojej łodzi na redę Utó, skąd mieli potem wyjść dla wykonania zadania bojowego — po wykonaniu uprzednio zanurzeń ćwiczebnych. Tak się złożyło, że akurat na ten sam dzień umówiliśmy się z paniami, że zabierzemy je razem z Wiatkinem do kabaretu letniego na sławnej wtenczas w Rewlu „górce”. Około południa w radiostacji krążownika odebrano wiadomość, że łódź podwodna zatonęła podczas ćwiczeń na głębokości 13 sążni; szczegółów o załodze nie było. Wiedzieliśmy, że przeznaczony do podnoszenia łodzi podwodnych transportowiec znajdował się w porcie. Wkrótce się okazało, że nie będzie mógł wyruszyć wcześniej niż za 24 godziny. Obaj z Wiatkinem mogliśmy się spodziewać jak najgorszego, ale po naradzie postanowiliśmy nic paniom nie mówić, dopóki nie będziemy wiedzieli czegoś pewnego. Wieczorem byliśmy na tej nieszczęsnej „górce”, próbowaliśmy panie zabawić, ale trudno nam było ukryć nasze niewesołe usposobienie. Dokoła było dużo znajomych oficerów w towarzystwie, którzy wszyscy wiedzieli o wypadku i na pewno ze zdziwieniem spoglądali na nas i na obie panie. Manewrowaliśmy w ten sposób, żeby nikogo do pań nie dopuścić; dosiedzieliśmy pomyślnie do końca i tak samo pomyślnie odstawiliśmy trochę zdziwione panie do domu.
151