sodowej. Natknął się tam na robotnika Włocha, znanego ze swego awanturniczego postępowania. Wynikła sprzeczka, podczas której obaj zaczęli się turbować. Właściciel drogerii zatelefonował na posterunek policji kopalnianej. Zjawił się policjant, który nie wdając się w długie badania, zaaresztował młodego robotnika Słowianina i trzymając go za ramię powyżej łokcia prawą ręką, poprowadził do aresztu.
Wszyscy świadkowie wyjaśnili nam przy tej sposobności, że policjanci kopalniani, a także i zwykli mają pewien system chwytu za ramię, przy którym naciskając odpowiedni mięsień, mogą wywołać silny ból, a więc i zmusić prowadzonego do posłuszeństwa w razie sprzeciwu.
Policjant prowadził nieszczęsnego aresztowanego do aresztu, prowadzony skręcał się z bólu i za każdym szarpnięciem dostawał od policjanta gumową pałką po głowie. Działo się to w biały dzień na oczach całej osady. W pewnej chwili, gdy policjant zamierzał wykonać swój manewr, robotnik się zasłonił wolną ręką. Wtenczas policjant go puścił, odstąpił na krok i zastrzelił. Oświadczył potem, że robotnik okazał mu czynny sprzeciw i zamierzał rzucić się na niego.
Opowiadano nam o nadużyciach policji kopalnianej, o łapówkach, które każe sobie płacić, a w razie odmowy prześladuje najspokojniejszych ludzi, narażając ich na różne szykany ze strony robotników, z którymi jest w porozumieniu. Policjanci byli na służbie zarządu kopalni, ale korzystali w rzeczywistości z takich samych praw jak policja federalna. Od krzywdy nie było odwołania — policjant zawsze miał rację. Sporządziliśmy o tym wszystkim z Taborem obszerne sprawozdanie, ale wątpliwe, czy to coś zmieniło w Stanach, a w każdym razie zamordowanemu nie pomogło.
Innym znowu razem odwiedziliśmy drugą osadę przy kopalni węgla, gdzie zwiedziliśmy mieszkania górników, wynajmowane im przez kopalnię. Zwykle mieszkanie wynajmowane przez górnika z rodziną mieściło się w małym, piętrowym dom-ku drewnianym. Oprócz rodziny wolne miejsca wynajmowano robotnikom samotnym, którzy przyjechali do Ameryki, żeby się dorobić, potem wrócić do kraju i nabyć sobie na własność kawałek ziemi. Iluż takich spotkałem potem, gdy po 20 latach ciężkiej pracy wracali do kraju z paru tysiącami dolarów. Tak,
200