0265

0265



Po rozdzieleniu prowiantu, który się składał tym razem tylko z Chleba, margaryny i gorzkiej jak piołun bryndzy, zostaję na straży przy rzeczach całej grupy, podczas gdy wszyscy inni rozpełzają się po mieście. Jedni na rekonesans, gdzie można by przenocować, drudzy na dworzec w sprawie wagonów, najliczniejsi wreszcie na polowanie za chlebem po ogonkach.

Jest już dobrze po zachodzie, wiatr dmie zza węgła i błocko ciamka pod drepczącymi w miejscu nogami. Przyparta grzbietem do drabiny, pod którą leżą powierzone mi rzeczy, stoję tak do późnego wieczora zziębnięta i zła. Pić chce mi się strasznie, a nie mogę się stąd na krok ruszyć. Ktoś zdobył trzy główki kapusty i odsprzedał mi wspaniałomyślnie jedną. Stoję więc pod tą drabiną, jem wiatrem pachnącą surową kapustę i nie śmiem myśleć o nocy.

Ciemno już było całkiem, kiedy wrócili tamci. Pokazało się, że słusznie troszczyłam się noclegiem. Zaledwie dwóch z naszej grupy znalazło prywatne pomieszczenie kątem do rana, i to za grube ruble. Reszta jest bez dachu nad głową do jutra. Ktoś nam mówi, że w przystani stoją na rzece puste barże i że może udałoby się nam cichaczem dostać na jedną z nich. Tyle że to światami za miastem i nikt dokładnie nie wie, jak tam iść. Ostrzegają nas przy tym, że w przystani stoi dużo bardzo rozmaitych barż i że niektóre umyślnie zwabiają ludzi na nocleg, aby ich okraść i obrabować. Barża, o której mowa, ma być pierwsza od końca, zupełnie pusta i dlatego bezpieczna. Wszystko to nie bardzo zachęcające, ale ponieważ nie mamy wyboru, zbieramy zabłocone worki spod drabiny i ruszamy w kompletnej, obcej ciemności przed siebie.

Miasto jest ciemne, ledwie tu i tam skropione światełkami. Widocznie ludzie unikają oświetlenia okien od ulicy i siedzą po kuchniach od podwórza. Błocko straszne. Kiedy wypadnie przejść na drugą stronę ulicy, grzęźnie się w nim jak w zimnym kleju. Nie widać absolutnie nic. Idę za człapiącymi tuż przede mną nie wiadomo czyimi krokami.

Wydostajemy się w końcu z miasta. Jaśniej tu jakoś. Może to poblask od otwartego nieba i wody. Suniemy wzdłuż szyn, wzdłuż nasypów, po przejrzystych belkowaniach niewykończonych mostów. Całe szczęście, że na tle wody widać zarys tych belek. Robi się coraz bardziej pusto i przestronnie. Zaczyna pachnąć rzeka. Błoto się skończyło. Zostały tylko uparte, nudne, dziwnie nie na miarę moich kroków rozmieszczone progi i progi, i jeszcze progi bez końca.

271


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
P1030091 (2) Jeremy Rifkin oraz innych dóbr i usług. Po wojnie grupy samopomocy sąsiedzkiej pojawiły
page0775 767Sobory po pełni księżyca, który się pokaże po wiosennem porównania dnia z nocą. Prócz te
CTT 2 pro╠üba \ tej ramce są różnokolorowe kółka, w których znajdują się liczby. Tym razem poproszę
img026 samogłoską za pomocą dwuznaku, który się składa z litery dla odnośnej spółgłoski twardej oraz
Rozzuchwalony zwycięzca: Jałta i Berlin 481 a Sergo Beria znów zajmował się podsłuchem. Tym razem uż
Osobisty Trener41 SPRAWDŹ SIĘ SAMtydzień 3&4 Tym razem na odpoczynek masz tylko jeden dzień. W n
[Hayate]Mahou Sensei Negima vol17 ch153 pg061 7 JAKOŚ NAM SIĘ UDAŁO TYM RAZEM, ALE... U KI
skanuj0005 (458) Jak rozpoznać, czy dziecko sięga po narkotyki Zachowanie: Odurzanie się ma miejsc
IMG?83 k.p.k. (»art. 178-181 stosuje się odpowiednio”). O tym, iż tylko sąd uprawniony jest do zwoln
Rozdział 2 0 Autorze Nazywam się Mateusz, mój znak wywoławczy to SP8EBC. Radiem (jak również elektro
DSC08615 (4) nownie wsiadł do pisania, by już tym razem rzecz ukończyć. A cząf temujbvł jak najbardz

więcej podobnych podstron