też ludzie są coraz bardziej zrozpaczeni, zdeterminowani - i co za tym idzie, mają coraz mniej względów na drugiego. Ponieważ leżę bez ruchu, z głową nakrytą kocem, biorą mnie czasem za bezpański tobół, trącają, kopią, przełażą przeze mnie jak przez rzecz. Najgorzej jednak w nocy, kiedy nikt na krok niczego przed sobą nie widzi. Parę razy zbudziło mnie niedwuznaczne bełkotanie piasku tuż przy głowie. Ktoś się po nocy załatwiał bądź gdzie, przed siebie, jak popadło. Walczę więc z sennością i gorączką, ostrzegam zbliżające się kroki, że tu ktoś leży, żeby szły dalej, i boję się zasnąć głębiej... Nie można wiedzieć, co człowieka zbudzić gotowe! Zaczyna mi się z tego męczącego czuwania we łbie mącić. Nie wiem, czy myślę, czy śpię. Wydaje mi się, że cały świat roi się od chodzących na dwóch nogach, zbyt pełno nalanych czajników, że nacierają na mnie z wszystkich stron, że muszę uciekać, bronić się... chować. Nad ranem dopiero usypiam.
Trzy doby takie. Przyjechaliśmy tu na Wszystkich Świętych, a teraz jest już czwarty. Datę tę dobrze pamiętam. Niespodzianie poznaję bowiem, wśród rozsypanych na łasze grup, idącą przed siebie jak we śnie -Marysię! Skądże Marysia?! Przecie zostawiłam je obie z Heleną w Koż-wie! Zwiduje mi się chyba... Wygląda istotnie jak stwór. Zostały z niej tylko oczy.
Trudno mówić o radości powitania w tych warunkach. Przyklękła przy moim sienniku, bo z głodu nie ma siły stać. Dowiaduję się, że przyjechały tu zaraz po nas, następnym transportem, i że je wysypano tak samo jak nas, tyle że po drugiej stronie łachy, naprzeciw Nukusa. Są tak wygłodniałe, że ledwie żyją. Od dziewięciu dni dostawały tylko po kawałku chleba, po kromeczce grubości małego palca, i nic ponadto! Helena została przy rzeczach, a Marysia wybrała się szukać znajomych, usłyszawszy, że po drugiej stronie wyspy są nasi. Może uda jej się dostać od kogoś kawałek chleba. Niestety nie mogę jej poratować. Mój chleb wymań-ciła ode mnie przed chwilą Staszka, przemytnica z Katowic - która pierwsza z tamtej nowej grupy ruszyła na poszukiwania. Nie wiedziałam, że przyjdzie po niej Marysia, i dałam, co było w worku. Trudno... Musi iść dalej. Może kto inny ma i da... Strasznie mi przykro, ale wiem, że musi iść. Tam Helena czeka jej powrotu, nie może się ruszyć od rzeczy i pewnie jej także słabo z głodu.
I poszła. Wyglądałam jej potem daremnie do wieczora. Może nie mog-
318