NASTĘPCA TRONU
Po odczytaniu manifestu Mikołaj przeżył „najstraszliwszą chwilę".
Zobaczył, że do Pałacu Zimowego biegnie oddział gwardzistów.
Tłum grenadierów gwardii pod dowództwem oficera Panowa zmierzał, by
opanować pałac i w razie sprzeciwu zabić całą naszą rodzinę.
W tej właśnie chwili na dziedzińcu pałacowym pojawili się wierni gwardziści, batalion saperów, który opowiedział się za nowym carem.
Grenadierzy, ujrzawszy „obcych" (tak nazywali wiernych Mikołajowi gwardzistów), cofnęli się spod pałacu i biegiem ruszyli na zbuntowany plac.
Ta chwila nie tylko ocaliła życie całej rodzinie. Mikołaj „uznał to za znak miłosierdzia Bożego". Nadszedł wreszcie batalion wiernych Prie-obrażeńców... Mikołaj dosiadł konia i sam poprowadził batalion na plac Senacki. Sto metrów dalej, pod łukiem Sztabu Głównego, zobaczył gwardzistów z pułku grenadierów. Szli, nie zachowując szyku, bez oficerów, był to jeden ogromny tłum ze sztandarami.
Podjechawszy do nich, chciałem powstrzymać grenadierów i wyrównać szeregi, lecz na moje „stój!" zaczęli wołać: - Jesteśmy za Konstantym! - Wskazałem im plac Senacki.
Nie sposób było rozpętywać walki naprzeciwko pałacu na oczach nie-podejrzewającej niczego „ukochanej rodzicielki" i dostojników.
Ileż razy tego dnia zamierało mi serce... tylko Bóg mi dopomógł.
Mikołaj aż do śmierci nie wybaczył buntownikom poniżającego strachu, jaki przeżył.
Kazał przenieść dzieci z Pałacu Aniczkowskiego do Zimowego. Tego dnia, gdy mały Sasza miał jak zwykle lekcje z guwernerem, kapitanem Merderem, przyjechała po niego kareta. Chłopca szybko ubrano i przewieziono do Pałacu Zimowego.
Mikołaj kazał „przygotować powozy podróżne dla Mateczki i żony". Zadecydował, że jeśli wydarzenia przybiorą groźny obrót, wyśle je z dziećmi z miasta do Carskiego Sioła.
Na razie mały Aleksander z matką i babką siedział w Pałacu Zimowym w gabinecie zmarłego stryja, Aleksandra I. Kaprysił, był głodny. Przyniesiono mu kotlecik. Chłopiec rozumiał, że coś się dzieje - wyczuwał ogólny niepokój.
W tym czasie do Mikołaja przyłączyli się po powrocie z placu generałowie. Przynieśli okropną wiadomość: buntowników na placu przybyło - do Pułku Moskiewskiego przyłączyli się grenadierzy, giganci liczący po dwa metry wzrostu. Szeregi zbuntowanych zamknął morski oddział gwardii, który przed chwilą zjawił się na placu. Policja była przerażona,
49