leżała skrzepła krew, której woń było dokuczliwa, jednak na zmywanie nie było czasu.
Na ,,Mewie”, która w czasie tego nalotu znajdowała się od „Wichra” około 3 mile, było jeszcze gorzej. Wybuch bomby obok burty okrętu spowodował śmierć kilkunastu ludzi i poważne straty na pokładzie. Ciężko ranny był dowódca okrętu i jego zastępca. Okręt poważnie uszkodzony z zabitymi i rannymi na pokładzie, kursem zygzakowatym, z włączonym sygnałem alarmowym, dowodzony przez ciężko rannego leżącego na pokładzie dowódcę, skierował się do portu w Helu. Ostatecznie przeholowany został przez inny trauler, „Rybitwę”. Pokład „Mewy” oglądałem 2 września po przybyciu „Wichra” na Hel z patrolu spod Piławy. Na pokładzie leżała jeszcze nie zmyta krew, sam okręt stał bez załogi przycumowany do mola wschodniego [...]
Tego samego dnia po zapadnięciu zmroku „Wicher” wyruszył na pełne morze z zadaniem osłaniania „Gryfa” i dywizjonu minowców, które miały zaminować wejście na nasze wody. Noc była pogodna, tak samo jak miniony dzień. Niebo mieniło się srebrzystymi punkcikami gwiazd. Nad ciemną linią horyzontu wznosił się wschodzący księżyc, którego blask kładł się na wodzie oślepiającą smugą. Szliśmy w wachcie bojowej. Znajdowałem się w obrębie centrali artyleryjskiej i hali przetwornic, a więc w zasięgu słyszalności rozkazu, jaki mógł przyjść z pomostu, aby w każdej chwili puścić w ruch cały obwód przekaźników artyleryjskich, potrzebnych do dalocelowania.
O godz. 22.05 dały się słyszeć z kilku punktów obserwacyjnych meldunki — „kąt kursowy 330° dwa okręty”. Za chwilę przyszedł rozkaz „przekaźniki w ruch”.
Po uruchomieniu przetwornic i po włączeniu prądu na silniki przyrządów przekaźniczych zajrzałem do pierwszego i drugiego działa. Zauważyłem jak lufy dział skierowały się w stronę nieprzyjacielskich okrętów. Następny rozkaz, który przyszedł-z pomostu, był: „działo nr 1, przygotować pociski oświetlające”. Rozkaz ten upewniał mnie, że zacznie się pojedynek z wrogiem. W hali przetwornic na tablicy rozruchowej zabezpieczyłem rozruszniki, aby nie opadły w czasie kanonady. Oczekiwany rozkaz otwarcia ognia jednak nie przyszedł.
Po całkowitym przygotowaniu zajrzałem do centrali artyleryjskiej, do działa nr 1 i do działa nr 2 oraz do dźwigów amunicyjnych, sprawdzając ich działanie.
Okręt znajdował się w całkowitym zaciemnieniu. Można było jedynie dostrzec fosforyzowane wskaźniki przekaźników, które co chwilę były korygowane przez obsadę w związku z ciągłą zmianą odległości wroga.
Upragniony rozkaz „pal” nadal nie przychodził. Odczuwałem jakieś niemiłe rozczarowanie, byłem spokojny o wynik walki z wrogiem, gdyż w czasie tyloletnich strzelań „Wicher” w zasadzie nie chybiał.
Okręty niemieckie znajdowały się w jasnym blasku księżyca, w odle-
60