218 domów na ostatniej ulicy, odnalazł siedzącego w bramie staruszka, który skarżył się cicho.
- Co tu robicie? Czy czujecie się niedobrze? - zapytał
Starzec leżał na kilku łachmanach. Słysząc, że ktoś do
niego mówi, przestraszył się.
- Zaraz stąd odejdę...
- Nie, zaczekajcie!
- Czego chcecie? Trochę miejsca? Proszę...
- Chciałem powiedzieć... W moim domu jest trochę cieplej. Mam też dosyć wygodny tapczan...
- Dom? Tapczan? Ciepło?
- Proszę, chodźcie. Zjemy razem kolację a przed pójściem spać wypijemy sobie filiżankę mleka...
Poszli do domu razem, stary pan i bezdomny staruszek. Następnego dnia stary pan zaprowadził swego gościa do szpitala, gdyż ten śpiąc na dworze nabawił się bronchitu. Potem wrócił do siebie. A wieczorem, gdy kładł się spać znowu usłyszał płaczący głos...
Wędruje i wędruje...
Tak, jak poprzedniego wieczoru, starszy pan wyszedł z domu, szedł za głosem, który wydawał się dochodzić z bardzo daleka. Przeszedł przez całe miasto. Wtedy wydarzyło się coś przedziwnego. Znalazł się bowiem w obcym mieście a potem w innym jeszcze. Szedł i szedł coraz dalej. Dotarł wreszcie do małej wsi, leżącej na szczycie góry. Tam odnalazł biedną kobietę, która płakała, gdyż jej dziecko było chore a nikt nie wezwał do niego lekarza.
- Nie mogę zostawić dziecka samego, nie mogę też zabrać go ze sobą w tę śnieżycę...
Wokół pełno było śniegu. Istna biała pustynia.
- Proszę powiedzcie mi, gdzie mieszka lekarz a przyprowadzę go tutaj. A tymczasem przyłóżcie na główkę dziecka mokrą chustkę, to je trochę uspokoi.