zwartą jednostką bojową. Nie tak reprezentowała się reszta Wielkiej Armii, w której przeważali obdarci, chorzy, wynędzniali z głodu, chłodu i trudów żołnierze. Wielu z różnojęzycznej armii wlokło się na oślep, bez broni, aby tylko uniknąć pościgu nacierających zewsząd już zwycięskich wojsk feldmarszałka Ku-tuzowa.
Oprócz mężnych batalionów starej gwardii, jedynymi właściwie pułkami, którym cesarz Napoleon mógł w pełni zaufać, były pułki polskie.
Gdy nasi chcieli się przedostać na drugi brzeg Berezyny, Napoleon rozkazał 2 pułkowi iść na pomoc młodej gwardii, asekurującej artylerię i zapasową amunicję. Pod ogniem armatnim i gęstym ostrzałem ręcznej broni Polacy szybko przebiegli po moście i rozciągnęli się w tyralierę. Przy boku Szymanowskiego kroczył Bogusławski. Jako zawołany celny strzelec zawsze w takich okazjach chwytał za karabin. Gdy się wycofywali, bo groziło im okrążenie, Szymanowski ujrzał dwóch grenadierów rosyjskich, którzy udawali zabitych, następnie powstawszy zbliżali się od tyłu. Zdążył tylko krzyknąć koledze urywanym głosem:
— Patrz! Oto tuż są...!
Bogusławski momentalnie wystrzelił, obalając jednego z grenadierów. Od dalszego pościgu uwolniła ich nadbiegająca młoda gwardia. Za-
ledwie garstka żołnierzy dotarła do Wilna. Właściwie nie było już wtedy ani korpusu czy dywizji. Z rozproszonych grupek, którym udało się dotrzeć do Warszawy, zebrało się w grudniu około sześciu tysięcy. Cały piąty korpus, który wiosną wyruszył na wojnę, liczył trzydzieści sześć tysięcy. Wojsko polskie ocaliło wszystkie swoje sztandary, natomiast francuskie z rozkazu Napoleona zostały spalone w Orszy, aby nie wpadły w ręce nieprzyjaciela. Z największym wysiłkiem nasi artyle-rzyści uchronili również połowę armat korpusowych (druga połowa odstąpiona została Francuzom i Włochom). Pod Olitą, kto mógł, z generałem i oficerami piechoty na czele, wyciągał z błota nasze działa.
Z 2 pułku piechoty wróciło z kampanii 1812
47