5 grudnia — poparty przez prawicę — generał Józef Chłopicki ogłosił się dyktatorem. Tego dnia Kołaczkowski odebrał następujący rozkaz:
„Postanowieniem Rządu Tymczasowego z dnia 3 miesiąca bieżącego, mianowany dyrektorem materiałów artyleryi i inżynieryi w Kornisyi Rządowej Wojny oddaję pułkownikowi tymczasowe dowództwo korpusu inżynierów, którego obowiązki pełnić niezwłocznie rozpoczniesz stosując się zupełnie do przepisów i zasad, dotąd dla służby inżynierskiej przepisanych, a które rozkazem dziennym z dnia 2 miesiąca i roku bieżącego Mo dalsizego czasu są zachowane.
Jenerał B, Sałacki”
Zaraz potem Klemens Kołaczkowski przystąpił niezwłocznie do przygotowania środków obronnych Warszawy, Pragi i Modlina. Wydaje się, że znakomity historyk, Wacław Tokarz, zbyt łatwo stawia Kołaczkowskiego w szeregu wyższych oficerów „bezwzględnie przeciwnych powstaniu”, ma jednak rację, gdy pisze, że Kołaczkowski należał do tych, którzy przewidywali „z góry jak najgorsze” następstwa powstania. Potwierdzenie tego znajdujemy zresztą u samego Kołaczkowskiego. Oto fragment jego rozmowy z podchorążym Drzewieckim, ów Drzewiecki zagadnął pułkownika:
„Widzimy na twarzach wielu naszych oficerów sztabu smutek wyraźny i nieukontentowa-nie z dokonanego dzieła. Czyżby nie dzielili #na-szych uczuć dla ojczyzny?1'
Kołaczkowski odpowiedział:
„Mylisz się pan, to, co pan nazywasz smutkiem, nie jest niczem innym tylko zastanowieniem się nad przyszłością. Cieszycie się z odzyskanej wolności! My widzimy wojnę z potęgą, dotąd niezwyciężoną w Europie... Wolno nam może zastanowić się nad środkami do jej prowadzenia, gdyż to będzie walka o życie lub śmierć, wialka może ostateczna dla mnie. Lecz bądźcie spokojni! Sztabsoficerowie' wojska polskiego wypełnią swoją powinność i wam, młodszym, przewodniczyć będą w bojach swoim doświadczeniem. Za to wam zaręczam”.
Rozwój wydarzeń potwierdził wkrótce przewidywania Kołaczkowskiego, który napisał z goryczą w swym pamiętniku: „... Tyle ofiar, tyle krwi przelanej, a wszystko nadaremno... A z czyjej winy?
Najprzód z winy garstki szalonych młodzieńców, którzy... porwali się niebacznie do oręża i naród cały pociągnęli za sobą w walkę zbyt nierówną... Po wtóre z winy dowódców, niezdatnych lub niedołężnych, którzy środków, jakie naród z ochotą w ręce ich oddał, nie użyli tak, jak się należało, i zmarnowali wszystkie nasze dobre chęci i poświęcenie bez granic...
Stanęła mi także przed oczyma cała moja przeszłość. Stracone usiłowania, 20 lat służby, a w miejsce świetnej kariery, która mnie cze-
61