Pięć dni później Wróblewski z Duchyńskim przybyli pod Wielkie Hrynki, ale dowiedziawszy się, że z tej strony zbliżają się trzy roty piechoty nieprzyjacielskiej, pociągnęli do Żarkow-szczyzny. Tam, przy budynku straży, powstańcy postanowili rozbić obóz. Upał był ogromny, wszyscy więc wylegli na łąkę w pobliżu lasu.
Dochodziło właśnie południe, gdy na nie przygotowanych powstańców napadli znów Rosjanie.
Wróblewski natychmiast postanowił przejść do obrony. W ciągu kilku sekund wydał niezbędne rozkazy. Strawiński stanął ze swoją kompanią na skraju lasu. Ponieważ jeszcze w czasie marszu Huwald został przypadkowo raniony, dowództwo objął Tołkin. Niestety, źle zrozumiał rozkaz i skierował powstańców dróżką do lasu, gdy tymczasem Rosjanie zaatakowali grupę znajdującą się w pobliżu zabudowań straży.
Było rzeczą oczywistą, że powstańcy nie poradzą sobie z przeważającymi siłami przeciwnika, wycofali się więc szybko w głąb ostępu. Ka-zanli zdecydował się ścigać powstańców w lesie, ale gdy tylko wszedł w gęstwinę, uświadomił sobie bezsens takiego zamierzenia. Wycofał więc swój oddział z gąszczu drzew, obrabował zabudowania strażnika, a następnie je podpalił.
Bój trwał krótko, ale straty były dość duże. Po stronie rosyjskiej zginęło trzech żołnierzy, a dwunastu było rannych, spośród nich 3 osoby zmarły. Natomiast po stronie polskiej poległo dwóch powstańców, a pięciu odniosło rany.
Wróblewski spodziewał się, że Rosjanie nie poprzestaną na tym starciu i wyruszą w pościg, toteż bez odpoczynku prowadził oddział w głąb Puszczy Białowieskiej. Kiedy znaleźli się w samym jej sercu, okazało się, że dalszy marsz jest niemal niemożliwy. W tym miejscu puszcza była zupełnie niedostępna. Powstańcy musieli się przedzierać przez zwalone na skutek burz i starości ogromne drzewa, które przypominały ściany wysokich domów. Pokonywanie przeszkód terenowych wymagało ogromnych wysiłków. Powstańcy wdrapywali się na szczyt tych drewnianych przeszkód, następnie spuszczali się w dół. Konie trzeba było siłą przeciągać na drugą stronę. Głodni, zmęczeni powstańcy orzeźwiali się wodą deszczową, która wypełniała wyrwy po drzewach. I wytrwale szli dalej przez tę puszczę, którą Wróblewski nazwał „ogrodami Gedymina”. *
Szef sztabu nie mylił się w swoich przewidywaniach, że za oddziałem wyruszy pościg.
I tak od strony Białegostoku postępowały cztery roty piechoty pod dowództwem Bohdanowicza i szwadron ułanów. W takim samym składzie zdążali Rosjanie od strony Narewki, wzmocnieni jeszcże seciną kozaków. Z Dobro woli nadciągał znany nam już z bitwy pod Żarkowszczy-zną Kazanli z czterema rotami, od Swisłoczy zaś zbliżał się Werner, wysłany tutaj z Grodna, z batalionem piechoty i szwadronem ułanów.
81
e — Generał Wróblewski