instrukcje od generała, przecież był jego zwierzchnikiem. „Takich mamy przywódców lansowanych przez Rząd Narodowy — myślał — ale trudno, muszę powiedzieć mu o wszystkim’’.
— No, mówcie — zachęcał Taczanowski.
— Chyba wam wiadomo — zaczął z wolna Callier — że w Blędowie zapadły dość ważne decyzje. Porozumiewałem się z Raczkowskim, Zielińskim i innymi, którzy, aprobowali moje zamysły, aby wszystkie większe oddziały skupić w Kieleckiem w oparciu o tamtejszy patriotyczny lud. Teren dogodny, bo przecie biegną tam dwie granice — śląska i galicyjska, która rozpoczynałaby się od źródeł Warty, biegnąc przez górzyste i puszczańskie obszary pomiędzy środkowym biegiem Pilicy a Wisłą.
Taczanowski słuchał uważnie, pocierając od czasu do czasu czoło.
— Ale, wiecie — ciągnął Callier zapalając się — wtedy rewolucyjna organizacja w Warszawie musiałaby zastąpić rządy „białych", ogłosić pospolite ruszenie całego ludu i wyznaczyć na pewien czas dyktatora, który znałby doskonale taktykę i strategię. Rozumiecie, plan śmiały — postawiłem na niego. Nie mogę się kręcić w kółko na terenie jednego województwa, muszę odzyskać swobodę ruchów. O swoim zamyśle zawiadomiłem Rząd Narodowy i postawiłem wszystko na jedną kartę. Jeśli planu nie zaaprobują, to prosiłem o udzielenie mi dymisji.
Taczanowski spojrzał badawczo na Calliera.
W jego oczach pułkownik wyczytał niedowierzanie.
— Niemożebne, abyście mogli zdecydować się na opuszczenie pola walki — odpowiedział generał. — Przecież jeszcze walczymy, choć nie wierzę już w ostateczne zwycięstwo.
— Ja wierzę, generale! Tylko żem twardy w swym postanowieniu: śmierci się nie buję, a decyzje moje nieodwołalne. Gdy Rząd nie udzieli mi dymisji, uderzę na garnizony warszawskie, zaalarmuję stolicę i tam położę głowę
— mówił szorstko Callier. — To wszystko, com wam wyłuszczył. Wiecie teraz, jakie mam plany.
— Tak, tak — kiwał głową Taczanowski.
— No cóż, póki co, to w tej chwili sytuacja nie jest dobra. O tym wiecie. Ale teraz trzeba, abyście odbierali od chłopów i mieszczan przysięgę na wierność Rządowi Narodowemu. Wciągajcie chłopów w nasze szeregi. To ważne i to trzeba robić. Wysunąłem projekt powołania pod broń pospolitego ruszenia mężczyzn od 18 do 35 roku życia. Poborowi będą pracować normalnie w swoim miejscu, gdzie mieszkają. A za broń chwycą dopiero wtedy, gdy walka będzie się toczyć w pobliżu. Sądzę, że ten projekt Rząd mi zatwierdzi.
Callier słuchał z uwagą, zdając sobie sprawę, że to utopia. Ogarnęło go zniechęcenie. „Po com tn przybył, kiedy ta rozmowa nie mi nie daje?
— pomyślał. Żadnych instrukcji, żadnego,
91