porwą za sobą całe społeczeństwo. Mają nadzieję, że nakłonią swych dowódców — generałów i pułkowników do patriotycznego zrywu, że oni, dawni legioniści i napoleończycy, powiodą ich jak za Kościuszki do walki o niepodległość lub przynajmniej do uzyskania tego wszystkiego, co gwarantowała konstytucja i obiecywał cesarz Aleksander, a podeptał car Mikołaj.
Na murach naklejono karteczki o podburzającej treści. Podejrzliwy zazwyczaj Konstanty tym razem nie bardzo wierzył w alarmujące meldunki tajnej policji. Rozpoczęły się aresztowania wśród młodzieży akademickiej, lecz nie przyniosły one spodziewanych rezultatów. Konstanty, przekonany o bezwzględnej wierności swych generałów, wojska w ogóle, polecił jedynie zaufanemu generałowi Stanisławowi Trębickiemu nadzór nad szkołą podchorążych. Wydano nawet rozkazy dla garnizonu w przewidywaniu rozruchów, lecz wywiad sprzysiężenia działał lepiej niż szpiedzy rządowi. Ostatecznie wieczór 29 listopada był zaskoczeniem dla władzy, zarówno cywilnej, jak wojskowej. Gdy grupka spiskowców wtargnęła do siedziby Konstantego w Belwederze, a szkoła podchorążych po nieudanym ataku na koszary ułanów gwardii wycofywała się do śródmieścia, Bogusławski spokojnie przebywał w swej kwaterze.
Była godzina osiemnasta. Powstanie natomiast miało się rozpocząć o godzinie dziewiętnastej. Sygnałem miał być pożar wywołany na Solcu. Do koszar Sierakowskich przy ulicy Konwiktorskiej wpadł porucznik Seweryn Wyszpolski, rozkazał żołnierzom chwytać za broń, przemówił do nich w te słowa:
— Dziś rewolucja, okupimy sobie wolność, zrzucim jarzmo i despotyzm, dalej, wiarusy, trzeba się będzie bić]
Zaalarmowani żołnierze wybiegli z bronią, wielu ibyło nie Ubranych, bosych! Wśród nawoływań: „wszystko, co żyje, do broni... Brać bądź mundury, bądź płaszcze na siebie, byleby prędzej występować.
Oficerowie należący do sprzysiężenia wyprowadzili również żołnierzy z koszar Sapieżyń-skich pod pozorem alarmu pożarowego. Przybył na chwilę dowódca brygady, generał Ignacy Blumer, nadszedł też pułkownik Ludwik Bogusławski, który podniesionym głosem zawołał:
— Kto do stu diabłów kazał występować, kto kazał bębnić!
Zdawało się, że udział pułku w zbrojnej rewolcie nie dojdzie do skutku. Lecz już nie można było opanować rozgorączkowanych niższych oficerów. Na próżno usiłował pułkownik skłonić podkomendnych do posłuszeństwa. Przy bramie koszarowej porucznik Wyszpolski uderzył Bogusławskiego rękojeścią szpady w piersi, żołnierze odepchnęli swego pułkownika
91