poza marzeniami, planu działania. Po cóż tu dyskutować, skoro to pójdzie na marne”.
Taczanowski kończył swoje przydługie wywody, kiedy zameldował się doń szef sztabu, pułkownik Pini.
Przywitawszy się z Callierem, zaczął dopytywać się o taktykę prowadzonej przez niego walki. Callier nie miał już ochoty na przeciąganie rozmowy, odpowiadał monosylabami. Jednak niezwykle rozmowny Pini wsiadł na swój ulubiony temat i rozprawiał o teoriach fortyfikacji polowych, dowodząc, że jedynie korzystnym działaniem powstańczym jest okopywanie się wielobokiem. Callier miał już dość. Przerwał monolog Piniego i spytał generała, czy ma jeszcze jakieś instrukcje. Otrzymawszy odpowiedź przeczącą, pożegnał się z obydwoma oficerami, by następnego ranka opuścić Wojsławice.
Pełen niewesołych myśli krążył po Łęczyc-kiem, przedtem zaalarmowawszy załogę Łodzi czterema konnymi.
Pochód Calliera właśnie się zbliżał ku miasteczku Sobota, gdy znienacka ukazała się z tyłu jazda rosyjska. Zaskoczenie było zupełne. Pułkownik wpadł do miasteczka, wydając rozkazy zejścia z drogi w pole. Niestety, mimo wysiłków kapitana Laury’ego, kolumna nie usłuchała rozkazu, lecz uciekała, słysząc za sobą strzały. Callier, widząc pierzchających, stanął na skraju lasu, nadaremnie próbując razami pałasza przywrócić ład i zmusić powstańców do ude~ rżenia na nieprzyjaciela. Pięćdziesięciu strzelców wpadło w gęstwinę, rozbijając się na dwie grupy, które niebawem połączyły się w Janko-wicach. Mimo ucieczki oddział nie poniósł strat w ludziach, oprócz tych, którzy pospadali z koni. Pozbierawszy strzelców i czyniąc sobie wyrzuty z racji słabego ducha żołnierzy, Callier ruszył do Złakowa Kościelnego, a stamtąd do Dobrzelina na spotkanie jazdy Syrewicza.
Po połączeniu się z oddziałami Syrewicza odebrał wiadomość o zbliżaniu się nieprzyjaciela od strony Żychlina. Wysłany przez niego podjazd zetknął się tuż za wsią z pierwszym szeregiem wojsk rosyjskich. Callier, zebrawszy konnicę na płaskim terenie, czekał na natarcie. Zaatakowali kozacy, ale cofnęli się natychmiast pod silnym ogniem plutonu powstańców. W tym momencie nadciągnęła piechota rosyjska z artylerią. Huknęły działa, świsnęły kartacze. Przewaga była po stronie nieprzyjaciela, Callier wydał rozkaz odwrotu, nie chcąc narażać oddziału na straty. Ruszono dalej w największym porządku.
Pierścień wojsk rosyjskich coraz bardziej zacieśniał się wokół oddziałów powstańczych. Wymykając się z tej sieci, Callier dotarł pod Sobotę, niszcząc za sobą mosty. Miasteczko było zajęte przez nieprzyjaciela, wobec czego wysłano dwa podjazdy, które sprowadziły na oddział jaz-
93