kolbami. Pod dowództwem kapitana Antoniego Roślakowskiego batalion ruszył. w strony Arsenału. Bezskutecznie nieszczęsny poturbowany pułkownik dosłownie ze łzami w oczach, błagalnie już, nie rozkazując, usiłował zatrzymać maszerującą kolumnę. Na próżno. Z całego pułku garstka, około setki, pozostała wierna pułkownikowi.
Choć zapał rewolucyjny niższych oficerów podziałał zaraźliwie na prostych żołnierzy, to jednak nawet w tym podnieceniu nie targnęli się na życie swego pułkownika — wystarczyło odepchnięcie uparciucha kolbami. Nie podzielił więc Bogusławski losu swego byłego dowódcy — „Stasia” Potockiego i również z 2 pułku Księstwa Warszawskiego wywodzącego się generała Stanisława Trębickiego — kolegi z kampanii saskiej. Żołnierze, którzy pozostali w koszarach, z całą troskliwością podnieśli z ziemi omdlałego pułkownika i zaprowadzili do izby inspekcyjnej. Bogusławski, gdy stanął na nogach, w bezsilnej rozpaczy miotał się na wszystkie strony i klął. Jednemu ze świadków tych scen zdawało się, że pułkownik postradał zmysły.
Bogusławski zebrał resztki wiernych mu żołnierzy i z nimi udał się do swej kwatery na rogu Zakroczymskiej i Rynku Nowowiejskiego, zatarasował się. Rankiem 30 listopada przybył pod dom Ludwika Bogusławskiego podporucznik Józef Zaliwski, drugi, obok Piotra Wysockiego, inicjator powstania, z większą grupą żołnierzy i wezwał pułkownika do poddania się, ale bez rezultatu.
Z tej niezwykle drażliwej sytuacji wybawił Bogusławskiego rozkaz generała Ludwika Paca, tymczasowego dowódcy sił zbrojnych z nominacji Rady Administracyjnej, gdyż przez wszystkich oczekiwanego jak zbawcy generała Józefa Chłopickiego jeszcze nie odszukano. Pac, były generał napoleoński, który dawno opuścił służbę wojskową, w konfederatce objeżdżał miasto. Pułkownik Bogusławski uznał w nim zwierzchnika. Uproszony przez delegację pułkową, prowadzoną przez dawnego, znanego nam już z lat 1812—1813, pułkownika Szymanowskiego, pogodził się z czwartakami.
W ostatnim dniu listopada i pierwszym dniu grudnia 1830 roku rozluźniły się rygory żelaznej dyscypliny wielkoksiążęcej. W szeregach 4 pułku odezwały się nieprzyjazne głosy pod adresem pułkownika Bogusławskiego, Niektórzy proponowali kapitanowi Antoniemu Rośla-kowskiemu, aby objął dowództwo, nie oglądając się na wyższych oficerów. Lecz kapitan kategorycznie odrzucił takie sugestie, wymawiając żołnierzom, iż „za szybko osądzili tego czcigodnego weterana — pułkownika Bogusławskiego, u któregom ja się w rzemiośle
93