nie przez 1 dywizję Krukowieckiego, odpierała ataki generała Reibnitza, którego wojska po-niosły trzykrotnie większe straty, w porównaniu z naszymi (1620 i 500 ludzi). To przekonało sztab rosyjski, że na ten kierunek należy skierować nie jedną, ale kilka dywizji. Trudno wyżej cenić którykolwiek z pułków naszej żelaznej piechoty w boju o Olszynkę. I generałowie, z Józefem Chłopickim na czele, i Franciszek Żymirski, który poniósł śmierć, i efektowny jak zawsze Jan Skrzynecki, Franciszek Roh-land, na koniec nasz Ludwik Bogusławski prześcigali się nawzajem. Nie sam tylko 4 pułk był bohaterem 25 lutego 1831 roku.
Brygada Bogusławskiego (4 i 8 pułk) wtargnęła do Olszynki, która przedstawiała przerażający widok. Wśród potrzaskanych gałęzi walały się zwłoki poległych żołnierzy obu stron, powietrze było przesiąknięte zapachem krwi i spalonego prochu. Generał Chłopicki, który odzyskał dawną energię z okresu wojny hiszpańskiej, ruchliwy i niewzruszony wśród kanonady, sam prowadził grenadierów do ataku. On, ten dyktator kapitulacji mianowany przez naczelnego wodza, Radziwiłła, zastępcą („dowódca pierwszej linii”) jest teraz jedynym prawdziwym wodzem. Niestety, granat ciężko rani generała, unoszą go z pola walki. Przekazuje komendę Skrzyneckiemu, ale Olszynka już stracona. Dowódca carski, chcąc odnieść zwycięstwo, rzuca jazdę do wielkiej szarży.
Lawina szwadronów tylko częściowo uzyskuje sukces. Nieprzyjacielska szarża załamuje się w ogniu piechoty i naszej artylerii rakietowej. Szarże ułanów Ludwika Kickiego likwidują słynny pułk kirasjerski imienia księcia Alberta. Ale na tyłach wojska polskiego zapanował nieład, nie nadeszła dywizja Krukowieckiego, która by może zmieniła położenie. Generał To masz Łubieński pod różnymi pretekstami nie walczył na czele swego korpusu jazdy. Pozbawiony rady i pomocy generała Józefa Chło-pickiego książę Radziwiłł zarządził odwrót, dość nieporządny. Jedynie podkomendni pułkownika Bogusławskiego, choć mocno przetrzebieni, w porządku i spokojnie cofają się na Pragę, następnie przez most dostają się do Warszawy.
Feldmarszałek Iwan Dybicz nie wykorzystał sukcesu taktycznego bitwy grochowskiej. Obawiał się nocnego ataku Polaków na umocnione przedmoście praskie. A podobno zasugerował go wielki książę Konstanty. Ten były naczelny wódz wojsk Królestwa Polskiego z daleka obserwował walkę i zachwycał się manewrowaniem i postawą „swoich” zbuntowanych pułków. Z serca Konstantego nic nie mogło wykorzenić jego swoistego umiłowania wojska polskiego i Warszawy.
Nieraz w rozmowach podkreślał — co prawda z dużą niekonsekwencją w czynach — swą sympatię i zrozumienie dla naszych aspi-
101