Po dwudniowym szturmie Paskiewicza 7 września po południu ogień milknie. Polacy utracili pierwszą, zewnętrzną linię obrony od strony zachodniej. Klemens Kołaczkowski wymieniał następujące przyczyny owego fatalnego stanu rzeczy:
„1. Słabe obsadzenie piechotą i artyleryją nr 56 Woli; było tylko 11 dział tam, gdzie najmniej 25 było potrzeba. Te działa w froncie przodkowym były ustawione; żadnego działa nie zastał nieprzyjaciel w barkach^ mógł więc bezkarnie dostać się do rowów. Toż samo powiedzieć można o nr 54.
2. Spóźnienie artylcryi rezerwowej, która dopiero o godzinie 7 z rana pokazała się na polu bitwy.
3. Zupełny brak ogólnej komendy i dyspozycji, zastosowanych do nieprzyjacielskich ruchów.
4. Upór jenerała Umińskiego w niewypełnia-niu rozkazów. Jenerał ten bawił się pozorną bitwą z idealnym nieprzyjacielem, nie troszcząc się o to, co się na jego prawem skrzydle działo.
5. Demoralizacyja naszej piechoty, która, wyjąwszy załogi nr 57, tego dnia bardzo źle się biła.
' 6. Nieszczęśliwa opinia, która się w armii rozpowszechniła, iż utrzymanie pierwszej linii szańców jest niepodobne.
7. Najgłówniejsza nareszcie nieobecność korpusu jenerała Itamorino. Z tą rezerwą rzeczy brałyby inną postać i ani jeden szaniec nie byłby wpadł w ręce nieprzyjaciela. Łatwo sobie wystawić możemy, jakie wrażenie zrobiłby atak 20 000 świeżego wojska na kolumny szturmowe nieprzyjaciela, rozprzężone ogniem artyleryi naszej i własnym natarciem”.
Krytyczna sytuacja na froncie załamała dowództwo, rada ministrów upoważniła Kruko-wieckicgo do rokowań z Paskicwiczem. Prezes rządu do wstępnych rokowań wydelegował Ignacego Prądzyńskiego, dla którego zresztą stały się one długim pasmem upokorzeń. Sejm rozpoczął 7 września obrady. Lud warszawski ani myślał o poddaniu miasta. Żądał wydania broni, pragnął wyjść na szańce. Natomiast mieszczuchy, kupcy, przedstawiciele Rady Municypalnej wypatrywali tylko, jakby wejść w łaski stojących na przedmieściu Rosjan.
Do godziny pierwszej po południu — co uzgodniły przedtem obie strony — miał do obozu przeciwnika przybyć polski parlamentariusz. Jednakże burzliwa dyskusja sejmowa przeciągnęła się i oddziały carskie uderzyły. Zacięta walka toczyła się o forty rakowieckie, gdzie starły się oddziały kawalerii; cudów waleczności dokonywano w centrum miasta.
Bronili szańców, poszczególnych domów, ulic. Bohaterskimi czynami zapisała się nareszcie przez dowództwo nie powstrzymywana biedota i warszawscy rzemieślnicy. Walczyli kosami, siekierami, pikami. Dzielnie się też bili wspaniali czwartacy.
119