mógł hetman odpocząć, gdyż niebawem przybył do dworku nowy oddział, dowodzony przez Jana Nowoszyńskiego, zmuszając w brutalny sposób gorączkującego hetmana do dalszej podróży. Całe to przedsięwzięcie było z góry zaplanowane i uzgodnione między Chlewińskim a Nowoszyń-skim. Chodziło o to, by zgodnie z poleceniem Kotowskiego Gosiewski został zabity jeszcze przed przyjazdem do Wołpi,
Nocą 29 listopada 1662 roku na skrzyżowaniu dróg pod Ostrynią zatrzymała się kilkudziesięcioosobowa grupa jeźdźców. Część z nich zsiadła z koni, kilkunastu zaś konnych strzegących powozu z zasłoniętymi oknami w dalszym ciągu w pogotowiu oczekiwało w siodłach.
2 otwartej karety wyprowadzono hetmana polnego litewskiego. Wincenty Gosiewski stanął wyprostowany z dumnie podniesioną głową. Nie okazując nawet cienia strachu, ze wzgardą spojrzał na zbliżających się ku niemu żołnierzy. Speszeni jego wzrokiem cofnęli się. Przez moment zdawało się, że on tutaj dowodzi, że jemu będą posłuszni ci ludzie.
Spoza pierwszych szeregów odezwał się wreszcie Nowoszyński.
— Mości hetmanie! Bracia szlachta uznali cię winnym zdrady i z woli sądu związkowego musisz zginąć. Taka jest wasza wola, prawda, mości panowie?
Odpowiedziało głuche milczenie. Zaczęło się ono przeciągać, tu i ówdzie dały się słyszeć przytłumione głosy.
Wincenty Gosiewski omiótł wzrokiem stojących najbliżej.
— Woli braci szlachty nigdy nie byłem przeciwny — zaczął mówić pewnym głosem — ale nic mi nie wiadomo o jurysdykcji związkowej. Wiem, że porywacie się na mnie, na hetmana, którym będąc tyle lat, nawet najmniejszego pacholika bez sądu nie straciłem. Z tego, co mówicie, mości Nowoszyński, łacno dostrzegam, że już nie tylko moje godziny, ale i chwile są policzone.
Wszyscy dalej milczeli.
— Ale domagam się mocą mojej hetmańskiej powagi — podniósł głos Gosiewski — abyście zgodnie z waszym zapewnieniem postawili mnie przed kołem rycerskim w Wołpi i wtedy wiele spraw niejasnych braciom szlachcie wyjaśnię... bo nie o wszystkim i wszystko wiecie!
Z pierwszych szeregów podniósł się pomruk i zaczął się nieść ku dalszym.
— Prawdę mówi! Hetmanem przecież jest! Stawiał zawsze czoło nieprzyjacielowi! — odezwały się pojedyncze głosy.
— Nie godzi się szlachcicowi — żołnierzowi umierać bez kapelana — krzyknął ktoś z tylnych szeregów.
127