Spróbuję. Choć nie wiem, czy mi się uda, powiedziałem do Dominika. Ale zanim przypomnę ci legendę o królu Mi-nosie i o Minotaurze, opowiem ci jeszcze inny mit - o Syzyfie.
Dorni rozsiadł się wygodnie w fotelu, odsunął na bok mapę Europy. Opuścił żaluzje, żeby nie raziło go słońce. Na jego twarzy malowało się zainteresowanie. f Syzyf to ten facet, który bogom ukradł ogień, żeby uszczęśliwić ludzi?, zapytał.
Nie, ten od ognia to Prometeusz. Za to, co zrobił, bogowie przykuli go do zboczy Olimpu, a głodne orły dziobały w nagi bok...
P ... już pamiętam: i wgryzały mu się w wątrobę. Nie powiem » przyjemne. Brrr...
“ Syzyf natomiast, mówiłem dalej, też za karę, musiał wtaczać na stromą górę wielki, ciężki głaz. Nie na Olimp, ale na jakąś bezimienną górę w krainie zmarłych, w Hadesie. Rzecz jaina, nigdy nie udało mu się wywiązać z tego zadania i dotrzeć do celu. Ile razy wydawało mu się, że jest już tuż, tuż, kamień znowu osuwał się do podnóża góry. Niezliczoną ilość razy. I tak jest do teraz...
Dlaczego?
Bo bogowie, wiesz, są nieraz bardzo mściwi. A poza tym, gdyby mu się udało, to nie byłby to mit, lecz opowieść z happy endem.
To znaczy — ze szczęśliwym zakończeniem?
Brawo!
31
■ k wyleczyłem dziecko z dysleksji