Wiatr mnie uginał! Ach, wiatr mnie kołysał!
... I miałem żyły. Mocne, kręte żyły:
Jam się korzeniem w słodycz ziemi wsysał,
By pić jej soki aż po setne lata!
Aż przyszedł kres.
A rosłem, rosłem w macierzystym lesie,
Skąd nocą echo głos puszczyków niesie I dzieci trwoży — —
A na wiosnę miałem bujne liście,
A jesienią żółkłem ze zgryzoty,
Ze w zimie słońcem już nie będę złoty...
To było kiedyś bardzo uroczyście:
— Przez ciało moje przechodził Duch Boży I ciszył moje szlochy doskonale,
A szrony ciało me tuliły w szale Srebrniutkie i miękkie, jak puch.
I tak zasypiał we mnie wszelki ruch I już opadły z ramion kruche liście Znużone.
A kiedy pierwszy spadł na ziemię śnieg I biczem palce me skostniałe siekł I z świstem mnie po nagiem ciele prał:
— Jam już spał! Jam już snem zimowym spał Tam, w macierzystym lesie.
6 2
Słuchajcie bólu mojego!
Wiem, co są burze, orkany,
Wiem, co to z wściekłym mocować się wichrem, Gdy skacząc nadciąga pijany I tęgie ugina konary I chude gałązki łamie!
Ja wiem, ja wiem, bom jest stary:
Znam burzę, a burza zna mię!
Nie to! Nie to!
Tam, w macierzystym lesie,
Kędy wąsate wiją się porosty,
Na podścielisku miękkuchnych mchów Słuchałem nocnej gędzby sów Przez długie i błogie lata.
A byłem prosty! Byłem, jak mąż, prosty!
Aż przyszło do mnie trzech drwali I coś ze sobą gadali:
Jakom jest mocny, a prosty!
I przyszło do mie trzech drwali I ci mię zamordowali:
Ostrzone mieli topory. —
I skórę ze mnie złupili
I bili i bili i bili
Aż łzy wytrysły z mej kory.
Zawył przeciągle mój korzeń,
Pień głucho zastękał pod ciosem,
63