pełnię? Platoniczne zjednoczenie dusz? Szczerze wątpię Uważam, że właśnie do tego momentu trwamy w pe|ni Miłość powoduje w nas pęknięcie. Byłeś całością -1 nao|e pękasz, otwierasz się. Ona była tym obcym ciałem wpro. wadzonym w twoją pełnię. A ty przez półtora roku usiłowałeś to obce ciało przyswoić. Ale nigdy nie odzyskasz pełni, dopóki go z siebie nie wyrzucisz. Albo się go pozbędziesz, albo wchłoniesz je przez własne wynaturzenie. I to właśnie uczyniłeś, i to doprowadziło cię do obłędu.
Trudno pogodzić się z taką opinią, i to nie tylko z powodu mitologiczno-poetyckiej retoryki Geoige’a -po prostu trudno uwierzyć w zgubny potencjał osoby tak pozornie nieszkodliwej jak przywiązana do rodziny, hołubiona Consuela z przedmieścia. George nie ustępował:
- Przywiązanie rujnuje nas, jest naszym wrogiem. Joseph Conrad: Kto tworzy więzy, jest zgubiony. To absurd, żebyś tu siedział i wyglądał, jak wyglądasz. Zakosztowałeś tego. Nie wystarczy? Wszystkiego można jedynie zakosztować. Tylko to jest nam dane w życiu, tylko to jest nam dane z życia. Posmak. Nic więcej.
George miał słuszność, naturalnie, powtarzał mi jedynie to, co sam wiem. Kto tworzy więzy, jest zgubiony; przywiązanie to nasz wróg. Dlatego uciekłem się do tego, co Casanova zwie „lekarstwem sztubaka” - do masturbacji. Wyobrażałem sobie, że siedzę przy fortepianie, a ona stoi naga obok mnie. Stworzyliśmy kiedyś takie tableau, więc nie tyle je sobie wyobrażałem, ile wspominałem. Poprosiłem ją, aby zdjęła ubranie i dała mi patrzeć na siebie, gdy będę grał sonatę c-moll Mozarta - a ona się zgodziła. Nie sądzę, żebym grał dzięki temu lepiej niż zwykle, ale nie o to chodziło. W innej nawracającej fantazji mówię do niej: - To jest metronom. Błyska światełkiem i tyka regularnie. Nic więcej nie robi. Tempo można regulować, jak się
chce. Nie tylko tacy jak ja amatorzy, ale i profesjonaliści mają problem z bezwiednym przyspieszaniem.
I znów widzę ją stojącą przy fortepianie z ubraniem rzuconym u stóp, właśnie tak jak owej nocy, gdy grałem sonatę c-moll. uwodząc jej nagość w zwolnionym tempie. (Czasami nawiedzała mnie we śnie jak szpieg, pod kryptonimem „K 457”).
-Jest to metronom kwarcowy - tłumaczę. - Nie w znanym ci, być może, kształcie trójkąta z wahadłem zaopatrzonym w mały ciężarek i numerację. Numeracja jest taka sama jak na wahadle...
A gdy ona zbliża się, aby obejrzeć skalę, jej biust napiera, zasłania mi usta i tłumi, na chwilę, aspekt pedagogiczny - aspekt pedagogiczny, który jest moją największą siłą wobec Consueli. Moją jedyną siłą.
- Numeracja jest standardowa - wykładam dalej.-Jeśli nastawisz na sześćdziesiątkę, metronom będzie odmierzał sekundy. Właśnie, tak jak serce. Pozwól mi poczuć językiem bicie twojego serca.
Ona pozwala, tak jak pozwala mi na wszystko - bez komentarza, jakby bez własnego udziału. Mówię dalej:
- Przed wynalezieniem metronomu, tego starego, oczywiście, w roku tysiąc osiemset dwunastym, na partyturach nie ma oznaczeń metronomicznych. W traktatach teoretycznych na temat tempa sugerowano, aby puls ludzki traktować jako miarę allegro. „Zmierz własny puls - pisano -i wedle niego przybierz tempo gry”. Pozwól mi dotknąć swego pulsu czubkiem penisa. Usiądź na mnie Consuelo, i zagramy w twoim tempie. Nie jest to szybkie allegro, prawda? Wcale nie. Musisz wiedzieć, że nie istnieje ani jedna partytura Mozarta z oznaczeniem metronomicznym - a dlaczego? Przypomnij sobie, kiedy zmarł Mozart...
W tym miejscu jednak doznaję orgazmu, lekcja wy-