418 Część IV. Twoja śmierć
wkrótce zaczął modlitwę za konających. Olga skrzyżowała ręce na piersiach [poza średniowiecznych leżących figur nagrobnych, potem zmarłych wysta. wianych na widok publiczny], mówiąc głosem cichym i żarliwym: * Wierzę kocham, mam nadzieję, żałuję za grzechy.* Potem:«Przebaczcie mi wszyscy niech was wszystkich Bóg błogosławi.* Jest to scena pożegnań i błogo, sławieństw. Umierająca jest młodą dziewczyną, prawie dzieckiem, a jednak ona przewodzi wszystkiemu władczo i z pewnością siebie, jaką zawdzięcza otrzaskaniu z podobnymi ceremoniami. W chwilę później rzekła zwracając oczy ku obrazowi Matki Boskiej Sassaferraty wiszącemu obok łóżka: „Moją Najświętszą Pannę daję Adrianowi [szwagrowi, mężowi zmarłej Eugenii). Na widok naszych braci [stawili się obaj] przywołała naprzód Karola [starszego], ucałowała go mówiąc: • Kochaj Boga, bądź dobry, proszę cię.* Niemal te same słowa wyrzekła do Fernanda, ale z większym naciskiem [zapewne miała po temu powody], dodając słowa pożegnania do panien Naryszkin [jej serdecznych przyjaciółek]. Po rodzinie przyszła kolej na służbę: „Uściskała Marię, Emmę, do której powiedziała po cichu parę słów [jakiś sekret, którego dziewczyna była powiernicą], a potem rzekła: ‘Dziękuję, biedna Justyno [pokojówka, która ją pielęgnowała i która zapewne wiele się natrudziła].* Następnie [zwróciła się do najbliższych jej sercu] uściskała mnie [Paulinę], a w końcu naszą matkę, dla której, zdaje się, chciała przeznaczyć ostatni pocałunek. Raz jeszcze powtórzyła:«Wierzę, kocham, ufam, żałuję za grzechy. Oddaję mą duszę w wasze ręce.* Wypowiedziała jeszcze parę niewyraźnych słów, z których ostatnie i jedyne, jakie usłyszałam, zwrócone było do Eugenii. Ojciec Piłat przybył w największym pośpiechu i w tej ostatniej chwili udzielił jej wielkich odpustów przywiązanych do szkaplerza. Olga wzniosła oczy do nieba i to było jej ostatnie wejrzenie; ostatnim ruchem ucałowanie małego krucyfiksu, którego nie wypuszczała z ręki i który co najmniej dziesięć razy ucałowała podczas tej krótkiej agonii...” Była już piękna: „Promienny wyraz twarzy odnosił zwycięstwo nad straszliwymi zmianami w jej rysach. Dyszała ciężko, ale tak jak w momencie zdobywania nagrody w jakimś wyścigu.” W parę godzin po śmierci była jeszcze piękniejsza: „Zaszła w niej nadzwyczaj pocieszająca przemiana, wszystkie ślady choroby zniknęły, pokój stał się kaplicą, pośrodku której nasz anioł leżał uSplÓfiyrotoozona kwiatami, odziana na biało i znowu tak piękna, jak nigdy nie widziałam jej za życia.” Pochowano ją-w-Boury:
Parę następnych lat mija szybko, bo bez ważnych zgonów, a Paulinę interesuje tylko śmierć. O narodzinach, małżeństwach ledwie wspomina; są jedynie punktami orientacyjnymi.
Około roku 1847 powracają emocje, można wyczuć, że przygotowują się nowe liturgie, już ostatnie, jedna patetyczna i romantyczna — śmierć Aleksandry, druga bardziej dyskretna i klasyczna — śmierć pani de La Ferronays, która zamyka tę długą serię sześciu głównych zgonów, nie licząc
śmierci drugoplanowych, mieszczących się w okresie trochę ponad dziesięcioletnim.
Od śmierci męża życic Aleksandry wypełniają dobre uczynki i pobożne praktyki. Mieszka w klasztorze, gdzie zajmuje jedną izbę. Wkrótce, w roku 1847, zaczyna chudnąć, kaszle, ma duszności, napady gorączki. Nic dziwnego, bo i ona stała się grużliczką.
W lutym roku 1848 kładzie się do łóżka, a pani de La Ferronays wprowadza się do niej, aby ją pielęgnować; matka pisze do Pauliny: „Aleksandra mówi z wielką prostotą o swojej śmierci i wczoraj powiedziała mi: • Matko, mówmy
0 tym otwarcie.*”20 W nocy z 8 na 9 lutego budzą panią de La Ferronays: „Nadchodzi chwila.” „Widząc nas, Aleksandra spytała: «Czy myślicie, że mi się pogorszyło?* Zakonnica odpowiedziała, że tak. Aleksandra ciągnęła dalej: •Ale dlaczego myślicie, że umrę? Nie czuję się gorzej.* [Dwuznaczne zdanie, w którym, jak sądzę, odzywa się ostatnie uparte złudzenie.] Zakonnica odparła, że przecież traci siły. Ja ścisnęłam ją za rękę, nie mogąc słowa wymówić. Ona była spokojna, mówienie sprawiało jej trudność, ale bardzo dobrze wyrażała, co pragnęła powiedzieć.” Umierających zwykle dręczy pragnienie, dzisiaj uśmierza się ich cierpienia zastrzykami; w tamtych czasach musiano poprzestawać na zwilżaniu im ust. Aleksandra myśli, że jest to środek mający przedłużyć jej życie, i niepokoi się. Rozpraszają jej obawy: chciano jej tylko trochę ulżyć w cierpieniach.
Zaczyna się publiczny obrzęd śmierci. „Albertyna [najmłodsza siostra], Adrian [owdowiały szwagier], Karol, Fernand kolejno już się stawili. Obecni odmawiają modlitwy za konających. Ona odpowiada głosem bardzo czystym
1 pewnym... Kiedy wydawało się, że straciła przytomność, wysunęła jeszcze usta, aby ucałować krucyfiks. Wreszcie o godzinie wpół do dziewiątej przestaje oddychać. To anioł. Połączyła się na wieki ze swoim Albertem, ze wszystkimi naszymi ukochanymi świętymi [zmarli z tej rodziny, Albert, Olga, Eugenia, traktowani są jak święci — przebywają w raju], toteż my płaczemy tylko nad sobą”, nad nami, myśli Paulina, którzy nie potrafimy żyć bez nich.
W przeddzień śmierci Aleksandra napisała dwa listy do tych, które nie mogły się stawić, a które były najbliższe jej sercu. Jeden, który mogła jeszcze sama napisać, przeznaczony był dla Pauliny. „Tak gorąco pragnęłam cię ujrzeć, jak to tylko możliwe, ale jakież to ma znaczenie? Nigdy się nie rozstawałyśmy i wkrótce będę tam, gdzie pojmuje się cudowną jedność, jaka wszystkich nas łączy z Bogiem, i mam nadzieję, że będę mogła cię oglądać. Ale gorąco módl się za mnie, kiedy będę w czyśćcu [tam bowiem straci łączność ze swoimi bliskimi i nie będzie widzieć Pauliny]... W niebie [gdzie spodziewa się znaleźć dość szybko dzięki tylu dobrym uczynkom i wielkim odpustom itd.] będę cię kochać jeszcze bardziej, bo tam wszystko jest miłością, i będziemy rozmawiać, innedrogieistotyi ja. Ale mój Boże, nie mówię, czym będzie oglądanie Boga i Najświętszej Panny!” Istotnie, był już czas o tym