Na chwilę zatrzymałam wino w ustach, zanim je prze łknęłam. Akurat to nie należało do rutyny. Moje poprzed nie cele nigdy nie wywołały we mnie tak gorącej reakcji.
— Naprawdę musimy tu zostać do końca posiłku? - Pa trząc mu w oczy, przesunęłam palcem po jego dłoni. Może weźmy jedzenie na wynos, hm?
Bones już otwierał usta... gdy raptem znalazłam się na podłodze i, przygnieciona ciężarem jego dała, potoczyłam się pod sąsiednie stoliki. Usłyszałam brzęk szkła i okrzy ki przerażenia. Stoły się poprzewracały, ludzie pospadali z krzeseł, a ja zastanawiałam się, co, do diabła, się dzieje i dlaczego piecze mnie czoło.
Chyba instynktownie zamknęłam oczy, a kiedy je oi warzyłam, z moich ust wyrwał się krzyk. Zobaczyłam tu / przed sobą twarz Bonesa, jego włosy zabarwione na czci wono i krwawą dziurę w czole. Rana już się zasklepiała.
— Postrzelili cię! - wykrztusiłam. - Ktoś próbował cię zabić!
Dopiero po chwili zaczęły docierać do mnie fakty. Lc żęliśmy na podłodze. Bones odciągnął mnie od naszego stolika, ale zobaczyłam w szkle trzy otwory po kulach. Bo nes pomógł mi wstać, zasłaniając mnie własnym ciałem.
— Nie mnie, Kitten. Ciebie.
Poczułam się tak, jakbym dostałam obuchem w głowę.
Nie miałam czasu przetrawić jego słów.
- Złap mnie za szyję i nie puszczaj - powiedział Bones i dodał z wściekłością: - Dorwiemy drania.
Gdy oplotłam ramionami jego szyję, objął mnie mocno i skoczył do tyłu, prosto w szklaną ścianę. Mój krzyk utonął w huku roztrzaskującego się szkła. Nagle poczułam, że spadam z dwudziestego piętra. Nogami bezładnie młóciłam powietrze, żołądek podszedł mi do gardła. Wiatr wciskał mi się w oczy, kiedy z przerażeniem patrzyłam na szybko zbliżającą się ziemię. Rozpaczliwie ścisnęłam Bo-nesa za szyję i nagle stało się coś niewiarygodnego. Zaczęliśmy zwalniać.
Z niedowierzaniem spojrzałam w górę, żeby sprawdzić, czy jakimś cudem nad naszymi głowami nie rozwinął się spadochron. Ujrzałam tylko światła. Nim zdążyłam się nad tym zastanowić, usłyszałam świst i poczułam silny podmuch. Przestaliśmy spadać i zaczęliśmy sunąć ukosem w stronę czarnej furgonetki, która z piskiem opon włączyła się do ruchu. Ze zdumienia krzyk uwiązł mi w krtani.
L
187