i heterogeniczności norm, wartości, interesów i modeli życia, czy też opowie się za zasadą homogenicznej, polskiej i katolickiej, wspólnoty narodowej?
Biorąc pod uwagę naukę katolicką, polską tradycję oraz faktyczną instytucjonalną władzę i wpływy Kościoła w polskiej kulturze i polskim społeczeństwie, trudno sobie wyobrazić, że polski katolicyzm mógłby wkrótce ulec prywatyzacji. Bez wątpienia w dającej się przewidzieć przyszłości katolicyzm będzie w Polsce nadal religią publiczną. Sugerowanie, że Kościół katolicki powinien zaakceptować liberalną zasadę prywatyzacji, jest w tym przypadku nierealistyczne, normatywnie nieuprawnione i może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. Pojawiły się wyraźne oznaki wskazujące na to, że Kościół polski już czuje się zagrożony przez zjawiska, w których dostrzega napór sil liberalizmu. I rzeczywiście, zarówno uczestnicy, jak i obserwatorzy zachodzących zdarzeń wydają się zgodni co do tego, że po upadku socjalizmu główna bitwa ideologiczna rozgrywa się dzisiaj w Polsce między katolicyzmem a liberalizmem. Dopóki realia polskiego życia społecznego będą kształtować takie właśnie pojęcia, powstawać będzie nieuchronne wrażenie, że w Polsce powstaje grunt dla odradzania się błędnego koła dziewiętnastowiecznego latynoskiego modelu sekularyzacji. Wystarczy tylko sięgnąć pamięcią do okresu międzywojennej historii Polski, by móc przewidzieć zarówno konflikty między Kościołem a świeckim państwem, jak i nowe formy ideologicznej i politycznej polaryzacji polskiego społeczeństwa wzdłuż religijno-świeckich linii podziału. Jak na ironię, w Polsce może się także rozwinąć i zapuścić korzenie radykalny antykle-rykalizm i to w czasach gdy zniknął on prawie z większości krajów katolickich.
Zgodnie z przewidywaniami, polski Kościół katolicki odrzucił liberalną zasadę prywatyzacji jako wyrachowaną, sekularystyczną receptę na marginalizację religii i pozbawienie jej publicznego znaczenia. Odkąd Kościół dał jasno do zrozumienia, że zamierza zachować swoją publiczną pozycję w Polsce, podstawowym i wciąż otwartym pytaniem pozostaje, na którym z poziomów Kościół będzie chciał zaznaczyć swoją obecność. Czy zechce działać i odgrywać publiczną rolę na poziomie państwa? Czy zmobilizuje siły do walki na poziomie społeczeństwa politycznego? A może ograniczy się dobrowolnie do uczestnictwa w sferze publicznej otwartego i zróżnicowanego społeczeństwa obywatelskiego? Niejednoznaczne i stosunkowo powściągliwe ingerencje Kościoła w polską politykę po 1989 roku sprawiają, że pytania te pozostają otwarte.
Można co najwyżej udzielać ostrożnych odpowiedzi, zauważając, że hierarchia najwidoczniej wciąż zmaga się z tymi problemami w typowy dla siebie sekretny sposób, próbuje ostrożnie kształtować zdarzenia i ich skutki w możliwie najbardziej katolickim duchu, nie prowokując przy tym gwałtownych reakcji, i powoli uczy się przystosowywać do nowego demokratycznego porządku. Jak na ironię, świeżo odzyskana libertas Ecclesiae, publiczne uznanie i większa swoboda działania wydają się wymagać od Kościoła większej powściągliwości, większej odpowiedzialności i większej troski o publiczne skutki działań podejmowanych w sferze publicznej, a wreszcie oznaczają także mniejszą możliwość manewru i mniejszą władzę niż pod rządami komunistów. W tym miejscu można jedynie wskazać na kilka problemów, przed którymi stanął Kościół, podejmując publiczne interwencje na każdym z trzech wymienionych poziomów.
Kardynał Glemp dawał wielokrotnie wyraz swojej sympatii dla idei katolickiego państwa wyznaniowego. W 1984 roku napisał przychylny wstęp do nowego wydania broszury Romana Dmowskiego Kościół, naród i państwo z 1927 roku, w której przywódca endecji opowiadał się za autorytarną narodowo-katolicką władzą56. W 1988 roku w wewnętrznym dokumencie episkopatu Polski, który „wyciekł” z episkopatu i ukazał się w „Aneksie”, Glemp bronił tradycyjnego katolickiego stanowiska przed zasadą wolności religijnej i rozdziału Kościoła i państwa, przekonując, podobnie jak czynili to tradycjonaliści podczas obrad Soboru Watykańskiego II, że Kościół nie może tolerować nieprawdy ani uznawać, że błąd ma takie same prawa jak prawda57. W 1991 roku prymas Glemp wystąpił z dwuznaczną publiczną propozycją zniesienia konstytucyjnego rozdziału Kościoła i państwa na podstawie, wątpliwej z demokratycznego punktu widzenia, przesłanki, że rządy katolickiej większości wymagać będą konstytucyjnego
56 David Ost, Introduction, s. 20.
57 Prymas Polski, Józef Glemp, Uwagi o projekcie dokumentu Prymasowskiej Rady Społecznej, „Aneks”, nr 53 (1989, Londyn). Na temat tradycyjnego katolickiego stanowiska i jego rewizji na II Soborze Watykańskim zob. rozdział 7 niniejszej książki, przyp. 56-60.
189