Chodzi więc o przekonanie nas, że samo fizyczne tycie materii może być dla ' poety ciekawsze niż tycie człowieka i te poeta powinien dążyć do zagłębiania rit w istotę materii. Z otwartością, nie pozbawioną cynizmu, powiada M., te w jednym ze swoich poematów opisał krótko śmierć rozstrzelanego zdrajcy, podczas gdy bardzo duto miejsca poświęcił dyskusji dwóch generałów o długości strzału i o gatunku dział nieprzyjacielskich. I nie lękając się okrucieństwa konsekwencji dodaje: „tyjąc w rowach tripolitańskich jako artyleizysta, zauważyłem, jak bardzo godnym pogardy jest widowisko mordowanego ciała ludzkiego w porównaniu z lśniącym i wojowniczym lotem działa, palonego przez słońce i przez ogień". To lekceważenie człowieka jest przesadnym ujęciem pewnej idei, która pojawiła się w literaturze francuskiej około roku 1850 jako reakcja przeciwko wybujałemu egotyzmówi romantyzmu i nawoływanie do konieczności wyjścia poza osobiste przeżycia. Zwrot ten stanowi jedną z charakterystycznych cech działalności parnasistów francuskich. Kilkadziesiąt lat później odnajdujemy jego ślady w manifestach futurystycznych. Pojawia się tu ta sama idea konieczności oczyszczenia poezji z przeżyć oso-r bis tych, lecz pojawia się ona w innym zespole myślowym, przy czym otrzymuje zakres o wiele szerszy i wyraża się w formie, która nie stroni od brutalności. Podczas gdy Francuzi dążyli do wytrzebienia narcyzyzmu literackiego, do przerwania nie kończącej się serii wyznań osobistych coraz mniej oryginalnych i szczerych, M-td pragnie w ogóle wyeliminować z literatury wszelką psycho-v logię. Miejsce człowieka, jako tematu literackiego, ma zająć materia. Przeniknąć ją i wyrazić, oto co powinno być ambicją dzisiejszego poety.
Ł tu pojawia się znowu idea, której kontury są śladami pewnych zapożyczeń. Okres powstawania manifestów futurystycznych pokrywa się z okresem wzbierania sławy Bergsona i żywego dyskutowania stosunku intelektu do intuicji. Echa tych nowych idei filozoficznych znajdujemy u M-go. Mówi on o poznaniu rozumowym i wynikających z niego formach literackich z niepohamowaną nienawiścią i w wyrazach głębokiej namiętności. Ostrzega przed „ołowie m“ logiki i jego zgubnymi wpływami na literaturę, a w części pozytywnej swoich wywodów oddaje wyższość, podobnie jak Bergson, intuicyjnej metodzie poznania. Skoro przenikanie istoty materii ma być zadaniem poety, intuicja
ma być jego narzędziem. „Intuicja powoli nam unmą( icrogotf, która oddęula nas& ciało od metalu motoru
Podstawowym błędem całej tej części estetyki Marinetti-owcj jest fałszywe ustawienia stosunku poety do maszyny. W artykule pt. Miasto. Masa. Masgyna miałem już sposobność zwrócić na to uwagę. Dla Marinetticgo motor j jest bóstwem. Jest to jakiś egipski Apis, jakaś boska bestia, niezależna od człowieka, szafująca beczkami łask i dlatego właśnie zniewalająca do bałwochwalczej adoracji. Stanowisko fałszywe. Maszyna jest dalszym ciągiem człowieka. .< Jest sługą człowieka. Panujemy nad nią, jak nad naszym ramieniem lub* nad nożem, który trzymamy w dłoni. Nie mamy żadnego powodu chuchać w nią wonią świątynnych kadzideł. Pytamy jedynie: co maszyna daje człowiekowi dla żyda i sztuki i co człowiek może z niej jeszcze dla życia i sztuki wydobyć. I dlatego także powierzchownym musi nam się wydać przejście Marinetticgo od adoracji motoru do adoracji materii. W motorze Interesuje nas nie materia, lecz człowiek. Potężny człowiek, który go wymyślił, i szczęśliwy człowiek, który z niego korzysta. Już te względy godzą dotkliwie w samą istotę fu turystycznego materializmu, w jego adorację materii molcku-lów i elektronów. Także sposób w jaki materia ma wedle Marinetticgo
stać się przedmiotem literatury nie wytrzymuje krytyki. Nie otwiera on żadnych możliwości artystycznych i prowadzi tylko do jałowego obrazowania na temat drobin i atomów. Można zgodzić się z Marinettim, że nie należy wnosić w materię uczuć ludzkich. On sam jednak popełnia w tej dziedzinie jaskrawą sprzeczność1. Zachęca do zajmowania się specyficznymi siłami materii, jej istotą fizyczną (spójność, rozciągliwość), a mówi o niej ciągle kategoriami biologu, jakby o istocie żywej (oddech, wrażliwość, instynkty..."). Posługuje się więc ciągle tym, co w artykule pt- Metafora ierażmejstoUi nazwałem vivifikaęją, a wyklucza jedynie personifikację (niewątpliwie w związku z eliminowaniem człowieka z literatury). A przecież na drodze, którą szedł.
• W CtfMc
t*s.
•Tak* w liki. *• _Z-fW—CY-
151