XXXVIII •ADAM SZALENIEC* A «IRYDION»
i artystyczną przeciwwagę w stosunku do symbolicznego Masynissy.
Wyłączam natomiast z badań nad genezą Irydiona sprawę, którą się zajmował Kleiner w monografii o dziejach myśli Krasińskiego, a mianowicie, w jakim stopniu nowa miłość zwyciężyła w poecie dawne marzenia o Henrietcie Willan i serdeczne porywy do Amelii Załuskiej. Po prostu brak materiałów po femu, żeby te biograficzne szczegóły traktować jako element genezy dzieła. Odrzucam, podobnie jak Tadeusz Sinko, próbę rekonstrukcji procesu twórczego, jaką z takim fatalnym skutkiem podjął Józef Kallenbach. Nic nam nie wiadomo konkretnie o pisarskim warsztacie Krasińskiego. Skreślona po francusku w połowie 1831 roku młodzieńcza fantazja Adam Szaleniec i wydany w 1836 roku dramat historyczny Irydion to mim© pewnych podobieństw dwa odrębne dzieła literackie. Utwory o różnym pomyśle i różnej strukturze artystycznej. Nie ma żadnych podstaw do uznania Adama Szaleńca za pierwsze stadium Irydiona w filologicznym sensie. Nie wolno z jednego nie-opublikowanego rapsodu poetyckiego wnioskować o załamaniu się koncepcji ideowej i nieorganicznym kształcie dzieła drugiego, ogłoszonego przez autora jako utwór samodzielny, inaczej pomyślany i zrealizowany w odmiennej postaci gatunkowej. Jak wspomniałem, ów błąd metodologiczny pociągnął za sobą katastrofalne następstwa w ideowej interpretacji i artystycznej ocenie jednego z najbardziej oryginalnych i ambitnych dzieł europejskiego romantyzmu.
Na zakończenie genetycznych rozważań przytaczam dwa fragmenty z listów Krasińskiego. Jeden z Rzymu, z listopada 1833 roku, do Konstantego Gaszyńskiego:
Ja tu zimę prześlęczę, bo lubię te gruzy, lubię tę karę, która spadła na miasto wieczne, na miasto ucisku i podłości, egoizmu i zbytków, słowem na ten Rzym, co był otchła-
nią pożerającą wszystkie narodowości świata. A teraz, spojrzyj na te ruiny, na ten bluszcz, rozkosz zieloną jaszczurek; na te groby pomięszane, powikłane, leżące w pustyni, w Kampanii Rzymskiej; a potem, pójdź do pałacu Cezarów, do Koliseum, do gmachów Karakalli! Olbrzymy stawiali te mury, tysiąc ludzi skonało, nim drugie tysiąc dźwignęło te filary, te stosy rzniętych, dłutowanych opok: a dziś wyryte na nich dłonią czasu przekleństwo, jak na czole zbrodniarza i Rzym leży zwalony, leży i gnije, leży i nie powstanie więcej!
Tu dopiero masz wszystkie idee tego świata rozciągnięte na ziemi i zdeptane; patrycjat w sarkofagu Scypiona, w grobie Metelli; zwierzchnictwo ludu w cyrku gladiatorów, w pałacach Cezarów, bo Cezar był niegdyś reprezentantem ludu. Patrycjat choć srogi, nieubłagany, egoista, miał cnoty wielkie, znał co to poświęcenie dla swej idei, co to walka długa, uporczywa i śmierć bez trwogi. Ale lud i Cezar nie znali nic, nie umieli nic; byli zwierzętami zataczającymi się wśród krwi i złota. Patrz, jak się rozpili: z Rzymu przodków swoich zrobili rynsztok rozkoszy i legli w nim i przeszło lat trzysta leżeli w nim, aż zagrzmiała trąba północy, aż przyszli barbarzyńcy i znieśli ich precz na wieki!
Ale razem tu jest świętszy widok: Krzyż tu panuje, katolicyzm tu stanął po wszystkich wzgórzach; on świat ocalił, a razem w miłosierdziu swoim obronił ostatki starego świata!...
Ustęp z listu do Adama Spłtana z Rzymu, z 9 grudnia 1838 r., to retrospektywny dokument biograficzny, który przez swój elegijny ton nabiera wagi psychologicznej i historycznoliterackiej :
Byłem i na Forum, nie uwierzysz jak mi serce się ścisnęło, zdało mi się, że widzę całą młodość moją, wracającą na te miejsca, jak duch Irydiona po latach wielu. Wszystko, com tam marzył i kochał, wszystko' co mną było, oddzielone ode mnie, jak dusza od ciała i rozdział dalszy coraz i coraz posępniejszy! I przeszedłem ową przestrzeń ruin, własność moją, tak ogromnie smutny, taką nocą obleczon, że byłem sam jako głaz zdatny do leżenia między głazami; jednak czułem,, że. tp, wszystko, moje, żem. niegdyś tę całą