ko od nowa. Dopiero w warszawskich „Solcach" i „Piaskarzach" widać jasno, że Gierymski jest opętany przez demona ścisłości. Trudno wyrazić, ile pracy zaciekłej, ile obserwacji, ile subtelności rysunkowej — z namiętnością prymitywa wkłada Gierymski w te skromne płótna. Figury ludzkie poprostu nie modeluje, a rzeźbi, — tak samo zresztą kamienie bruku, odrzwia portalu na Starem Mieście, piasek na gabarach, oślizgłe, mokre belki tratew i całą tę martwą naturę naszego Powiśla. Barwa jest tu na drugim planie, — obrazy są trzymane w dość ciemnym, brunatnym, ciepłym tonie.
Paryż i Włochy przyniosły dalsze przemiany. We Włoszech wrażliwość artystyczną Gierymskiego uderzyły zabytki dawnej sztuki — cudowne kościoły byzantyjskie, romańskie, gotyckie, ich spatynowane ściany, ich marmurowe ambony i nagrobki, ich ołtarze, taber-nakle, chrzcielnice i t. p. połyskujące złotem, zdobne bronzem, wykładane kosztownemi kamieniami, ich mozajki, posadzki, stare sprzęty—całe to wspaniałe muzeum, cudowny zespół sztuki, jaki znajdziemy w każdym niemal starym kościele włoskim. — Przedewszystkiem zaś porywało go światło, wsączające się przez witraże okien, borykające z mrokiem zalegającym wnętrze, połyskujące na mozajkach, na złocie, na barwnych szlifowanych marmurach, na włosach modlących się kobiet. Pociągała go wspaniała malowniczość tej natury martwej, jej spokój i uległość, które tak odpowiadały wyjątkowo silnym popędom odtwórczym Gierymskiego i zarazem oszczędzały mu wszelkich wysiłków wyobraźni. — Tej zresztą Gierymski nie uznawał, i w sztuce jego wyobraźnia nie ma nic do powiedzenia. Jego włoskie wnętrza, takie jak katedra w Sienie, Capella Palatina w Palermo, Ś-ty Marek w Wenecji i t. d. są — podobnie jak dzieła Holendrów — arcydziełami formy malarskiej, objektywnego odtwarzania natury i zrozumienia poezji światła. To wyjątkowe odczuwanie światła jest jednym z najistotniejszych rysów jego talentu.
W dzieła te włożył Gierymski całą cześć dla natury, całą miłość, jaką miał dla niej w swojem skryłem, pozornie chłodnem sercu.
Szukając coraz to nowych zadań i trudności, zwraca się Gierymski do studjów nad efektami światła pod golem niebem. Ale nie nęcą go słoneczne plenery, które mu się wydawały za tanie i pospolite. Uwagę Gierymskiego zajęły dramaty barwnych świateł ulicy — blaski latarń gazowych i elektrycznych, walczące z poświatą dnia gasnącego — z delikatnem, zamierającem światłem zorzy. Już w „Trąbkach" nie Żydzi modlący się są bohaterami obrazu, ale gorące światło pozachodnie... Na podobnem założeniu powstaje szereg późniejszych — pierwszorzędnych dzieł tego artysty, jak „Plac Maksymilja-
L
168