Fu**> v < polt mmwy i mduirmj *• p.>Ww/u/ir*
tek powtórzenia opowieści nie umyka uwadze Freuda, ani ceż identyfikacja psychoanalityka z „okrutnym kapitanem”, który tę opowieść sil;) wtłoczył do pamięci podmiotu, ani tym bardziej znaczenie wyjaśnień teoretycznych, których gwarancji domaga się podmiot, aby móc dalej ciągnąć swój dyskurs.
Daleki od interpretowania w tym miejscu oporu, Freud zadziwia nas swoją zgodą na spełnienie zadania podmiotu, a posuwa się w tym tak daleko, że wydaje się wciągnięty w jego grę.
Jednakże niezmiernie przybliżony, że aż wydaje się prostacki, charakter wyjaśnień, którymi go nagradza, jest dla nas dostatecznie pouczający: nie chodzi tutaj zgoła o doktrynę, ani nawet indoktrynację, ale o zapowiadający tajne przymierze symboliczny dar słowa; dar ten włączony w kontekst wyobrażeniowego współuczestnictwa objawi później swoją doniosłość w symbolicznej ekwiwalencji, którą podmiot ustala w swoim myśleniu, pomiędzy szczurami a florenami, którymi opłaca analityka.
Widzimy więc, żc Freud nie tylko rozpoznaje opór, lecz również posługuje się nim jako nastawieniem, które sprzyja uruchomieniu rezonansów mówienia, i żc trzyma się, w miarę rost, 1909; <lesummeUe Wrrkc, i. VII; Uwagi nu lnn.it peicnego przypadku nrrwicy natręctw, pr/clożył Dariusz Rogalski, opracował Robert Rcs/kc, w: Freud. CJiurakter a erotyka (Dj/r/.r. i. II), Wydawnictwo KR. Warszawa 1996, s. 32. [Przyp. wyd. poi.) możliwości, swojej pierwszej definicji oporu, wykorzystując go w taki sposób, żc podmiot jest implikowany w swoim własnym przekazie, '/.resztą naciśnie na hamulec, gdy stwierdzi, że opór, dlatego, żc traktowano go z wyrozumiałością, zmierza do utrzymania dialogu na poziomic konwersacji, w której podmiot będzie ciągnął bez końca swoją uwodzicielską grę i swoje wymigiwanie się.
My zaś uczymy się, że analiza polega na wykonaniu wielu partii partytury, którą mówienie buduje w rejestrach mowy: stąd bierze się ta naddetcrmiiucja uzyskująca sens tylko w tym (mówienia i mowy) porządku.
Jednocześnie poznajemy mechanizm sukcesu Freuda. Jeśli przesianie analityka ma odpowiadać na głębokie pytania podmiotu, ten ostatni musi w nim usłyszeć szczególną, tylko dla niego przeznaczoną odpowiedź. Przywilej pacjentów Freuda, którzy dobrą nowinę otrzymywali z ust pierwszego jej głosiciela, wystarczał, by spełnić to ich wymaganie.
Zauważmy mimochodem, żc podmiot miał przedsmak takiego przesiania, kiedy zaglądał du Psychopatologii życia codziennego, książki pachnącej wtedy jeszcze świeżą farbą drukarską.
Nic znaczy to bynajmniej, żc dzisiaj książka ta jest bardziej znana, nawet wśród analityków, tyle żc upowszechnienie pojęć freudowskich, ich włączenie w to, co nazywamy murem mowy, osłabiłoby skuteczność naszego mówię-