§00 Część IV. Twoja śmierć
Ktoś mógłby sądzić, żc ludzie kochali swoich zmarłych, bo kochali swoje pou Nie jest to właściwa interpretacja. Rzecz ma się odwrotnie: ludzie kocha swoje pola, bo kochają swoich zmarłych, i tak z czasem rodzi się powszcchjjJ i silna miłość do ziemi i zmarłych. W czasie termidoriańskiej Konwencji Dyrektoriatu i Konsulatu, wśród elity przesiąkniętej filozofią Oświecenia nieufnej, jeśli już nic wrogiej wobec Kościoła, jego wpływów i jego przeszłości jesteśmy świadkami narodzin pojęcia ojczyzny fizycznej w duchu Banita Peguy, Maurrasa, ale przede wszystkim w duchu pozytywistycznym. Pokre, wieństwo jest oczywiste. „O ileż pola staną mu się droższe”, gdy zawierać będą groby jego ojców. „Wpajajcie ludziom czystsze obyczaje, przepojony prawdziwymi uczuciami, z których wyrasta miłość ojczyzny, nie tę entuzja-styczną i gorączkową miłość, która żywi się tylko abstrakcją, tylko dumnymi chimerami [czyżby jakobinizm?], lecz prostą i rzetelną miłość, która każe kochać ojczyznę jak bóstwo opiekuńcze utrzymujące wokół nas ład i spokój. Przy wiążcie ludzi do ziemi, która widziała, jak się rodzili [a szczególnie jak grzebali w niej swoich zmarłych]. Ten, kto kocha ojcowskie pole, bardziej dbać będzie o ojczyznę dzięki tej prostej więzi niż zarozumiały filozof.” „Takie są elementy, z których składa się miłość ojczyzny. Cenimy nasze pola, bo z nich czerpiemy pożywienie dla naszych rodzin. Wieś jest nam droga, bo tam stoi ojcowski dom, świątynia, do której chodzimy się modlić, plac, gdzie gawędzimy z przyjaciółmi. Cenimy naszą prowincję, bo nasza wieś tworzy jej cząstkę, a wielka ojczyzna tylko dlatego nas obchodzi, że zawiera cały krąg naszych uczuć i że jest dla nas opiekuńczym oparciem.” „Oddzielne groby zwiążą nas jeszcze bardziej z ojcowskimi polami poczuciem wdzięczności i honoru.” Ludzie nie zechcą już sprzedawać pól, na których znajdują się groby, i będą ich bronić przed wrogiem. „Tak więc oddzielne groby dadzą podwójną korzyść: przywiążą nas do rodziny, do posiadłości i do ojczyzny.”36 Powyższe cytaty pochodzą z memoriału Girarda. Memoriał Duvala doradza tę samą politykę, ale przytacza mniej argumentów natury socjologicznej: „Nie muszę mówić, że po wystawieniu zwłok w świątyni każda rodzina będzie miała prawo dysponować tym, którego utraciła. Będzie mogła go przewieźć do jego posiadłości i tam wystawić mu choćby najwspanialszy pomnik.” Duval marzy dla siebie o oddzielnym grobie, ale bez tych bogatych pomników, których nie ceni i których powodzenie uważa za niepożądane, toteż wyklucza, aby stawiano je na zbiorowych cmentarzach. On spocznie na łonie natury: „Kiedy powrócę w moje strony, chcę na niewielkim polu, zostawionym mi przez ojca, sam wykopać sobie mogiłę. Wybiorę miejsce pod topolami, które on sadził; zdaje mi się, że jeszcze go widzę nad brzegiem strumyczka, który zwilża ich korzenie. Dokoła zakwitną lilie, fiołki. Tam wielokrotnie w ciągu dnia prowadzić będę moich przyjaciół, a nawet tę, która będzie wówczas moją ukochaną towarzyszką życia... Ponieważ miejsce owo będzie im [naszym dzieciom] drogie, to jeżeli będą miały podobne jak my zamiłowania i duszę podobną mojej, często po mej
śmierci całować będą sąsiednie drzewa: pod ich korę przesiąknie substancja, z której składało się moje ciało.** Rozkład zwłok wśród natury nie jest już powrotem do nicości, jak uważali wolnomyśliciele wieku XVIII, lecz rodzajem metempsychozy: jest to wciąż ta sama ukochana istota w innych postaciach, roślinnych. Natura, ale nie byle jaka natura: rodzinna wieś, powstała z substancji zmarłych, krewnych i przyjaciół, odtwarza ich w nieskończoność.
Kiedy omówiono już publiczną ceremonię w świątyni, pochówek na wspólnym cmentarzu albo na ojcowskim polu, pozostawała sprawa żałoby. Słowem takim określano zarówno kondolencje, jak i sposób życia narzucany zwyczajowo tym, którzy pozostawali. Przeciw żałobie występowało to samo środowisko filozofów, z którego rekrutowali się redaktorzy zarządzenia parlamentu z roku 1763, potępionego przez memoriał proboszczów Paryża z tego samego roku.
Również w odpowiedzi na wspomniane zarządzenie napisał swoje Etrennes aux mores et aux vivants ksiądz Coyer (1768). Urodzony w roku 1707, były jezuita (wystąpił z Towarzystwa Jezusowego w 1736), preceptor jednego z młodych Turenne’ów, generalny kapelan kawalerii, autor rozpraw Education publiąue i Traiti de la noblesse marchande, reprezentuje idee inteligencji Oświecenia.37 Jest przeciwnikiem żałoby, która utrwala w obyczajach „okrutny obraz śmierci**, utrzymujący się od wieków, gdy tymczasem należałoby, przeciwnie, „uczynić śmierć przyjemną**. I pojmuję, dlaczego Madeleine Foizil38 doszukiwała się wśród filozofów z końca XVIII wieku prekursorów tej nowoczesności z połowy wieku XX, kiedy śmierć nie jest ani straszna, ani przyjemna, lecz nieobecna. Śmierć według księdza Coyer jest „przyjemna” jak śmierć w rodzinach de La Ferronays i Bronte; zapowiada ona jednocześnie romantyczną śmierć wieku XIX i wyklętą śmierć dzisiejszą, sugerując, że to wspólne pochodzenie stwarza pomiędzy nimi jakąś tajemną więź. Romantycy kochali śmierć i pragnęli jej, a jako chrześcijanie i katolicy nie czuli przed nią strachu. Mogliby zgodzić się ze zdaniem księdza Coyer, które jest zaprzeczeniem, a raczej odwróceniem starej ars moriendi: „Lęk, jaki okazujemy, winien być zależny od rodzaju życia, jakie prowadziliśmy, toteż dusze uprzywilejowane mają więcej racji, aby pragnąć kresu swej wędrówki, niż aby się go obawiać.** Natrafiamy tutaj na złożoność tej kultury, w której łączą się zreformowany chrystianizm, wrogi Kościołom racjonalizm, prąd hedonistyczny i fermenty romantyzmu.
Warto posłuchać, z jaką ironią traktuje ksiądz Coyer żałobne obyczaje: „Kiedy mamy zgryzoty, powinniśmy szukać pociechy w widoku przedmiotów zdolnych rozweselić wzrok i wyobraźnię. [W rozważaniach G. Gorera, o których mówić będziemy w następnym rozdziale, wdowa z dziećmi w dzień pogrzebu męża pracuje w ogrodzie.] My zaś, przeciwnie, grzebiemy nasz ból w krepach i w apartamentach przypominających salę do gry w piłkę [jak sądzę, aluzja do mieszkań ogołoconych na czas wielkiej żałoby]. Czy nie jest to