Gacąc IV. Tma «hk
dewsctwenL A zatem wczoraj ]23 października 1837], sama z Julianem posłużywszy ssę drabinką, zeszła do dołu, który nie iest bardzogłębrA. {mogłoby to jeszcze uj$ć za ćwiczenie duchowe w stylu świętego Ignacego, ją rozmyślanie nad trumną, nad otwartym grobem, ale ciąg dalszy jasno świadczy że ten gest należy do innej sfery wrażliwości i do innej religii], aby do. tknąć i ostatni raz ucałować trumnę, zawierającą wszystko
00 kochała. Czyniąc to, klęczała we własnym grobie.”
Grób Alberta staje się, jak mówi hrabia de La Ferronays, „celem oodzicn. nych pielgrzymek, gdzie chodzimy, aby jednocześnie modlić się za ni^
1 modlić się do niego za nas”; hrabia ma lat sześćdziesiąt, hrabina pięćdziesiąj cztery. Są starzy.
W trzecią rocznicę śmierci Albena, 29 czerwca 1839, Olga, przedostatnie dziecko państwa de La Ferronays, zapisuje w swoim dzienniku: „Albercie, módl się, abym umarła pobożnie. Ten grób pokryty różami kieruje moją mvśj ku niebu.”
—Opowieść o śmierci Alberta dobiegła końca. Ale nie on jeden umiera: jego wielką liturgiczną śmierć otacza cała konstelacja zgonów jego przyjaciół, które zostały opowiedziane ze szczegółami, a które tu pominiemy. Pozwala to jednak Oldze napisać z pewną satysfakcją: „Teraz wszyscy umierają młodo.”
Życie toczy się dalej: w roku 1840 pani de La Ferronays z Olgą udaje się do Gorycji, do „króla” (hrabiego Ghambord). Następnie rodzina wraca do Rzymu bez Aleksandry, która została w Paryżu z Eugenią, ciężko chorą, i jej mężem, Adrianem de Mun;. Z kolei umiera pan de La Ferronays. Ale nie jest to śmierć zwyczajna, jak inne; towarzyszą jej cuda.
W niedzielę 16 stycznia 1842 pan de La Ferronays jest na obiedzie u rodziny Borghese wraz z księdzem Dupanloup. Pan de Bussiere opowiada zebranym, że w Rzymie przebywa Żyd Ratisbonne, wykonawca testamentu Sainte-Beuve’a, autor bajek dla dzieci; pan de Bussiere pragnął, aby Ratisbonne nawrócił się na katolicyzm. Przypadek Ratisbonne’a głęboko zainteresował hrabiego de La Ferronays. Nazajutrz, w poniedziałek, przy cudownej pogodzie, pielgrzymka do Santa Maria Maggiore, codzienne przygotowanie na śmierć [dwadzieścia Pomnij itd.] w kaplicy pałacu Borghese. Wieczorem hrabia skarży się, że „ma swoje bóle”,1 zapewne sercowe. Sprowadzają najpierw chirurga, aby puścił krew, następnie przychodzą lekarz i spowiednik, ksiądz Gerbet. Ponieważ stan chorego pogarsza się, ksiądz Gerbet udziela mu absolucji. Lekarz oznajmia, że nie ma żadnej nadziei, i wypadki istotnie szybko następują po sobie, ale zostawiają czas na pożegnanie. „Żegnajcie, dzieci, żegnaj, żono”, potem „szybko zerwał krucyfiks zawieszony przy łóżku i żarliwie go ucałował... Wkrótce osłabł; mówiłam do niego, już mnie nie słyszał, błagałam go, żeby ścisnął mnie za rękę, i ta ukochana ręka pozostała nieruchoma... Adrian [de
Mun, jego zięć] w parę godzin później ujrzał mnie na klęczkach,%mocno ściskającą tę ukochaną rękę; podszedł do mnie i pewnie pomyślał, że oszalałam, kiedy rzekłam: jest mi dobrze, czuję się tak jemu bliska, wydaje mi się, że nigdy nie byliśmy tak z sobą złączeni." Spędziła tak cały dzień, „wciąż trzymając jego rękę, którą rozgrzewałam w mojej dłoni, przez co nadawałam jej pozór żyda".
Śmierć ta mogłaby być podobna do wielu innych w tej epoce, gdyby nie to, że zaszło coś niezwykłego, co sprawiło, że „członkowie rodziny stali się świadkami prawdziwego aktu łaski, która spadła niby grom z jasnego nieba", jak to jeden z nich określił ze zwykłą im prostotą.
Żyd Ratisbonne, o którego nawrócenie hrabia dc La Ferronays prosił Boga w ostatniej modlitwie, znajduje swoją drogę do Damaszku w kośdele Sani’ Andrea delle Frate, przed ołtarzem, obok ktorego przygotowują grób jego orędownika. Po nadprzyrodzonej jego wizji pierwsze słowa neofity brzmią: „Widocznie pan de La Ferronays wiele się za mnie modlił." „Cóż to za słowa, drogie dziecko, o twoim dobrym ojcu, którego zwłoki właśnie niesiono do tego kościoła!" Hrabia de La Ferronays po śmierci sprawia cud, jakim jest nawTÓcenie się Ratisbonne’a. Można sobie wyobrazić wzruszenie, entuzjazm, jakie opanowały rodzinę. Ci niezmordowani autorzy listów nie znajdują już słówr na wyrażenie swoich uczuć; Eugenia pisze do Pauliny: „Bóg nas nawiedził, nie potrafię ci nic opowiedzieć, ale dowiesz się wszystkiego, poznasz szczegóły tego, co zaszło, i cudowne rzeczy, jakie się nam wydarzyły. Ach, Paulino, dlaczego cię tu nie ma, ażebyś także zaznała pociechy."
Rodzina jednakże niedługo raduje się tym niezwykłym wydarzeniem. Zanosi się na następny dramat: śmierć Eugenii.
W lutym 1838 roku Eugenia wyszła za Adriana de Mun. Jej synem będzie Albert de Mun: wielki katolicki i rojalistyczny przywódca otrzymał to imię na pamiątkę wuja, Alberta de La Ferronays.
Eugenia również prowadziła dziennik w młodości i podczas choroby Alberta; przejawia się tam obsesja śmierci, silne uczucie religijne i namiętne przywiązanie do rodziny. „Chcę umrzeć — pisała wtedy — bo chcę Ciebie ujrzeć, mój Boże!... Śmierć jest nagrodą, bo oznacza niebo... Żebym tylko nie bała się w ostatniej chwili. Mój Boże! doświadczaj mnie, ale nie w ten sposób. Ulubiona idea całego mojego życia, śmierć, zawsze wywoływała mój uśmiech. Ach nie, nie dozwolisz, aby w tej ostatniej chwili ta stała myśl o pójściu do Gebie miała mnie opuścić... Nigdy nic nie mogło sprawić, aby wyraz uśmierć* stał się dla mnie posępny. Zawsze widnieje przede mną świetlisty i błyszczący. Nic nie jest zdolne oddzielić go dla mnie od tych dwu zachwycających wyrazów: miłość i nadzieja... Szekspir powiedział, że szczęściem jest nie urodzić się! Ach nie, bo trzeba się urodzić, aby poznać i pokochać Boga. Ale szczęściem jest umrzeć."17 Takie są duchowe ćwiczenia młodej, niespełna dwudziestoletniej dziewczyny. A przy tym nie obawia się świata, przewiduje, że mogłaby tam z zapałem odegrać swoją rolę:
Rriacja ta jest fragmentem listu pani de La Ferronays do Pauliny (przyp. aut.).