___ ClKĘHŚ IV. TWO* aMMIC
nekropole wielkich miast, albo mak* wiejskie cmentarze, nieraz skupione woko| kościoła, a czasem leżące poza obrębem aglomeracji. Oczywiście dzisiejszy cmentarz me jest podziemnym odtworzeniem * wiata żywych, jakim był w starożytności, ale doskonale czujemy, że ma swoje znaczenie. Średnio-wieczny i nowożytny pejzaż kształtował się dokoła dzwonnic. Bardziej zurbanizowany pejzaż XIX i początku XX wieku usiłował wyznaczać cmentarzowi albo sepulkralnym pomnikom rolę, jaką wcześniej pełniła dzwonnica. Cmentarz był ale czy jest nadal?) znakiem pewnej kultury.
Jak wyjaśnić ten powrót cmentarza i znaczenie tego zjawiska?
ZŁY DUCH NA CMENTARZU
Wiemy już, że sposób grzebania zmarłych nie zmieniał się od czasu, kiedy chowano ich w kościele albo przy kościele, od czasu gdy zwłoki składano w drewnianych trumnach albo tylko w całunach, a już nie w kamiennych sarkofagach. Powodowało to stałe przenoszenie zwłok i kości zarówno w kościołach o nierównej posadzce ze źle spojonych kamieni, jak na cmentarzach. Współczesny człowiek natychmiast pojmuje, jak zgubny wpływ na zdrowotność miały te machinacje i jakie towarzyszyły im wyziewy. Tak, człowiek współczesny. Ale musimy stwierdzić, że człowiek dawnych czasów doskonale się do nich przystosował.
Nadszedł jednak czas, pod koniec XVI i w XVII wieku, kiedy pewna niewielka grupa ludzi zaczęła się interesować zjawiskami obserwowanymi na cmentarzach; następnie, w wieku XVIII, nagle okazało się, że stanu rzeczy trwającego od wielu stuleci nie można dłużej tolerować.
Na długo przed wmieszaniem się w sprawę lekarzy intrygowały ludzi odgłosy dochodzące z grobów, dziś uważane przez nas za wybuchy gazów towarzyszące procesom rozkładu. Zrazu sądzono, że są to nadprzyrodzone ostrzeżenia. W grobie Sylwestra II (Gerberta) rozlegał się trzask kości (ossa crepitare), ilekroć umrzeć miał kolejny papież. W Czechach grobowy kamień pewnej świętej unosił się i opadał, gdy groziła zaraza. Istniała mowa grobów, tak jak mowa snów.’
Lekarze wieków XVI—XVII zaniepokoili się tymi hałasami (pulsatio, sonitus), zainteresowały ich opowieści grabarzy, którzy słyszeli przenikliwe dźwięki, na przykład jakby syk gęsi, albo widywali, jak wokół kości tworzyły się masy piany i rozpryskiwały się zatruwając powietrze. Opowiadanie zaczerpnięte z Bernharda Valentinusa2 może posłużyć jako przykład wszystkich tego rodzaju historii, spisanych z kolei przez lekarzy wieku XVIII. Znamienną jest rzeczą, że zwracano uwagę na te zjawiska o stulecie wcześniej, zanim zrobiono z tego sprawę publiczną i zmobilizowano opinię społeczną.
inny typ zjawiik pnedsuwi) Garmann; tym razem lekarze wieku XVIU przypisywać ic będą łat w o wierności przesądnego obserwatora: w okresie wielkiego nasilenia epidemii, usłyszawszy hałasy w jedne) z trumien, otwarto ją i ujrzano, że trup pożarł część swojego całunu. Cud ten miał zdarzać się tylko w czasie zarazy, a epidemia mijała, gdy trupowi, który pożarł całun, odcięto głowę i wyrzucono ją z grobu. Zresztą można było zapobiec złu w chwili pochówku, bądź — za przykładem starożytnych — wkładając pieniądz w usta zmarłego, co unieruchamiało mu szczęki, bądź jak Żydzi, starannie odsuwając całun od ust zmarłego.
Ważna jest tutaj myśl, że istnieje jakiś związek pomiędzy hałasami w grobach, cmentarnymi wyziewami i zarazą. Dostrzegli tę zależność Bartholin (1680), Ambroise Parć (1590), Fortunius Licetus (1577—1656) i inni. Na przykład Ambroise Parć podał do wiadomości, że źródłem epidemii w krainie Agen była pewna studnia, gdzie trupy leżały warstwą grubości łokcia.
Urzędnicy administracji i policji bardzo dobrze zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa i w czasie zarazy nakazywali, aby usuwać zwłoki zmarłych na choroby zakaźne i jak najszybciej grzebać je za miastem, groby zaś dezynfekować niegaszonym wapnem. A dlaczego zwłok nic palono, jak to czynili starożytni, ze względów higienicznych?
Dlatego, że lekarze, jak Garmann, całkowicie przekonani, iż istnieją związki pomiędzy cmentarzami a epidemiami, poprzestawali na obserwacjach i nie mieli dosyć odwagi, aby zaalarmować opinię publiczną i przedstawić pian reform. Byli w kłopotliwym położeniu, gdyż nie mieli pewności, jakie są prawdziwe przyczyny zjawisk, które przecież mogły być dziełem złego ducha; między cmentarzem a epidemią zachodzą bowiem nie tylko naturalne stosunki przyczynowości: jest jeszcze szatan i są czarownice. Czarownice pobierały ze zwłok składniki potrzebne do mikstur i napojów; trupy, które w okresie zarazy przyłapano na pożeraniu własnego całunu i wydawaniu głosów podobnych do kwiku wieprzów, były trupami czarownic; dlatego to urzędnicy winni byli w ogóle odmawiać im pochówku. W czasie zarazy zły duch rozszerza swoją władzę i staje się, według Lutra, którego cytuje Garmann, Dei carnifex (dręczycielem Boga). Ogólniej mówiąc, otrzymuje chwilowe pełnomocnictwo w sprawach zmarłych: pomiędzy szatanem a nimi powstaje pewnego rodzaju pokrewieństwo. Cmentarz jest wtedy jego domeną, przedsionkiem piekła. W kosmicznej walce, jaką Kościół toczy z szatanem, musi mu on odbierać cmentarz poprzez akt uroczystej konsekracji i bronić przed nim grobów poświęcanych, ale szatan krąży dokoła; trzymany w odpowiedniej odległości mocą egzorcyzmów i sacrum, potrafi jednak powrócić byłe szczeliną, tak silne jest wzajemne przyciąganie pomiędzy nim a trupami. Zaraza, diabeł i cmentarz tworzą trójkąt wpływów.
Dziwi nas podwójny charakter świętości przyznawany wówczas cmentarzowi. Diaboliczny z natury, odwojowany przez Kościoł, może jednak znów