Powstanie Listopadowe
I Spisek podchorążych
Po rozbiciu Towarzystwa Patriotycznego tajne związki niepodległościowe zamarły. Odsuwało się od nich konserwatywne ziemiaństwo i burżuazja. Poczynania organizacyjne utrudniał ostry terror policyjny. Mimo to już w 1828 r. powstało nowe sprzysiężenie, prawda że na bardzo wąskiej bazie społecznej. Doszło do niego w warszawskiej Szkole Podchorążych Piechoty. Na czele spisku stanął podporucznik Piotr Wysocki, któremu powiodło się pozyskać prócz wojskowych także garstkę inteligencji. Szkoła Podchorążych Piechoty została utworzona przez w. ks. Konstantego w 1815 r., przy czym główny nacisk w przygotowywaniu młodych oficerów był położony na naukę regulaminów i musztry. Gdy do tego dołączyły się trudności awansowe i przetrzymywanie latami w szkole, budziło to wzrastające niezadowolenie podchorążych, których liczba pod koniec lat dwudziestych sięgała 300 osób. Niezadowolenie to kierowało się przede wszystkim przeciwko wielkiemu księciu i związanym z nim wyższym oficerom. Założona w tych warunkach organizacja spiskowa przygotowywała się do prędkiego wystąpienia zbrojnego. Natomiast spiskowcy nie stworzyli wyraźnego programu społeczno-politycznego, o który mieliby walczyć, nie zapewnili sobie kontaktów z ludem, choćby warszawskim, nie pomyśleli także o wczesnej organizacji władz przyszłego powstania. Spodziewali się bowiem, że wystarczy rzucić hasło powstania, by podchwycił je lud, a walką pokierowali dawni generałowie napoleońscy. Tylko nieliczni spiskowcy rozumieli konieczność połączenia walki niepodległościowej z reformami społecznymi. Członek sprzysiężenia Jan Żukowski ogłosił broszurę O pańszczyźnie, w której postulował całkowite zniesienie tego obciążenia chłopów i przeprowadzenie reformy uwłaszczeniowej na wzór pruski. Uważał on słusznie, że tylko wtedy chłopi poprą powstanie, gdy spróbuje ono rozwiązać problem agrarny. Poglądy Żukowskiego nie znalazły jednak odbicia w praktycznej działalności Sprzysiężenia, które w tej sprawie zachowało wstrzemięźliwość właściwą szlacheckim rewolucjonistom. Działalność Sprzysiężenia ożywiła się w 1830 r. Podjęto próbę pozyskania rzemieślników warszawskich, bez powodzenia starano się o poparcie wśród wpływowych osobistości. Ale działalność Sprzysiężenia nie mogła ujść uwagi policji. Na jesieni 1830 r. Mikołaj I, powiadomiony o spisku, wydał polecenie aresztowania jego członków. Zbiegła się z tym decyzja carska interwencji na zachodzie przeciwko rewolucji belgijskiej i francuskiej. Mikołaj I zamierzał użyć tam wojsk polskich, wprowadzając jednocześnie znaczne siły rosyjskie do Królestwa. Groziło to likwidacją jego autonomii. W takiej sytuacji zapadła decyzja wywołania powstania. Wieczorem 29 listopada 1830 r. nieliczna grupa spiskowców dokonała nieudanego zamachu na w. ks. Konstantego w jego siedzibie w Belwederze. Wielki książę zdołał się ukryć. Gdy nie udało się zgodnie z planami wyprowadzić całego wojska polskiego z koszar, Piotr Wysocki na czele podchorążych przebił się przez opustoszałe ulice Warszawy na Stare Miasto, gdzie przy pomocy rzemieślników i wyrobników opanował Arsenał. W ciągu nocy i następnego dnia uzbrojona ludność Warszawy i część oddziałów polskich, która opowiedziała się po stronie spiskowców, opanowały stolicę. Wojska w. ks. Konstantego wycofały się do Wierzbna.
II Noc listopadowa
W nocy z 29 na 30 listopada niemal nic nie poszło zgodnie z planem uczestników tajnego sprzysiężenia zawiązanego w szkole podchorążych, na którego czele stanął Piotr Wysocki. Już podpalenie starego browaru na Solcu, które miało być sygnałem inicjującym akcję, nie powiodło się. Mimo to plan realizowano. Rozdzieleni podchorążowie i ich cywilni wspólnicy (wśród nich między innymi Ludwik Nabielak i Seweryn Goszczyński) zaatakowali wprawdzie koszary i Belweder, jednak głównego celu, jakim było pojmanie wielkiego księcia Konstantego, nie udało się zrealizować. Dzięki wsparciu wiernych adiutantów wojskowy namiestnik Królestwa zdołał zbiec ze swojej siedziby i dołączyć do stacjonujących na obrzeżach miasta oddziałów rosyjskich. Grupa dowodzona przez samego Wysockiego przebiła się przez oddziały wroga skoncentrowane w okolicach Placu Trzech Krzyży. Marsz miał dramatyczny przebieg, wbrew oczekiwaniom inspiratorów zrywu ludność początkowo przyjmowała ich obojętnie, zamiast entuzjastycznie włączać się w ich szeregi, a czasem, w obawie przed ewentualnymi represjami rosyjskimi, reagowała na ich wezwania i prośby o aktywne wsparcie wręcz wrogo. Wcześniej również sztab oficerski zdystansował się do powstania, co skończyło się tragicznie. W noc listopadową sześciu polskich generałów, w tym generał Potocki, zostało oskarżonych przez młodych podchorążych o zdradę i zabitych. Jednak to nie bierni bogaci mieszczanie, powodowani egoistycznymi pobudkami i dbałością o własne interesy, mieli tej nocy decydujący wpływ na rozwój wypadków. Gdy maszerująca kolumna spiskowców, tracąc stopniowo nadzieję na realizację swojej wizji i wzywając mieszkańców miasta do pomocy z coraz mniejszym przekonaniem, dotarła w rejon Starego Miasta i Powiśla, gdzie dominowały niższe warstwy społeczne (rzemieślnicy, robotnicy etc.), doczekała się wreszcie upragnionego odzewu. Masy ludu połączone z osławionymi "czwartakami", skierowały się pod Arsenał i po zajadłym szturmie przepuszczonym na starą zbrojownię weszły w posiadanie broni. Rozpoczęła się walka na ulicach, mnóstwo gorączkowych potyczek, w których, jak okazało się po nastaniu dnia, powstańcy byli ostatecznie górą. Najlepszym tego potwierdzeniem był fakt wycofania się wojsk rosyjskich z księciem Konstantym na czele w kierunku Wierzbna. 30 listopada 1830 roku Warszawa była ponownie wolna.
III Przemiany władz powstańczych
Gdy sprzysiężeni nie powołali władzy powstańczej, kierownictwo wypadkami ujęła w swe ręce arystokracja. Z inicjatywy Lubeckiego Rada Administracyjna poszerzyła nieco swój skład przez powołanie Niemcewicza, Czartoryskiego i Chłopickiego. Tymczasem opadło wrzenie rewolucyjne. Gdy wielki książę odmówił udziału w tłumieniu powstania, Rada Administracyjna przystąpiła do rozbrojenia i obezwładnienia ludu przez powołanie podporządkowanej burżuazji Straży Bezpieczeństwa. Twórcy powstania i żywioły radykalne powstrzymały te zakusy kontrrewolucyjne. Z inicjatywy Mochnackiego zorganizowany został l grudnia Klub Patriotyczny. Poparły go inteligencja oraz lud miejski. Klubiści domagali się zerwania rokowań z Konstantym, rozszerzenia działań wojennych na całe Królestwo i powołania nowego rządu. Postulaty te poparły masowe uliczne demonstracje. Pod wpływem tych wydarzeń konserwatyści poszli na nowe ustępstwa. Na krótko powołano do Rady Lelewela i Mochnackiego - bowiem 3 grudnia Rada została przekształcona w Rząd Tymczasowy, w którym pozostał Lelewel. Ale z rządu ustąpił również Lubecki. Jednocześnie rokowania z Konstantym doprowadziły do powrotu do stolicy tych wojsk polskich, które pozostały przy jego boku po Nocy Listopadowej. Sam Konstanty wycofał się do granicy. Rząd postanowił również powołać pod broń byłych wojskowych i przystąpić do organizowania powstania na prowincji. Wszystkie te ustępstwa konserwatystów były tylko pozorne. Zdołali oni pozyskać upatrzonego poprzednio na wodza powstania gen. Józefa Chłopickiego. Stary żołnierz, który pierwsze doświadczenia bojowe zbierał w armii rosyjskiej jako ochotnik w wojnie z Turcją, wstąpił potem do wojska polskiego i brał udział w wojnie z Rosją, w insurekcji kościuszkowskiej, w legionach, w końcu dowodził Legią Nadwiślańską. Od 1818 r. skłócony z Konstantym, podał się do dymisji. Niechętny carowi, nie wierzył jednak w zwycięstwo nad Rosją. Dnia 5 grudnia Chłopicki ogłosił się dyktatorem. Akt ten poprzedziło rozbicie Klubu Patriotycznego, którego działalność rząd zawiesił. 21 grudnia dyktator Józef Chłopicki rozwiązał Rząd Tymczasowy i w jego miejsce powołał Radę Najwyższą Narodową. 29 grudnia dyktator powołał Komisję Rozpoznawczą, do rozpatrzenia spraw osób podejrzanych o szpiegostwo. 30 stycznia 1831 sejm powołał w miejsce rozwiązanej Rady Najwyższej Narodowej Rząd Narodowy. W jego składzie znaleźli się: książę Adam Jerzy Czartoryski, Wincenty Niemojowski, Stanisław Borzykowski, Teofil Morawski i Joachim Lelewel.
IV Delegacja do Wielkiego Księcia Konstantego
Pod naciskiem ulicy i Klubu Patriotycznego Rada Administracyjna wysłała do Wierzbna na rozmowy z w. ks. Konstantym 4-osobową deputację (ks. Czartoryski, ks. Lubecki, Władysław Ostrowski, Joachim Lelewel). Konstantyn domagał się uległości ze strony Rady Administracyjnej. Konwencja z Wierzbna ustalała, że: 1. w. ks. Konstanty wraz ze swoim korpusem po zwolnieniu lojalnych mu oddziałów polskich z przysięgi opuści granice Królestwa Polskiego przez nikogo niepokojony nie będąc; 2. uwolni wszystkich jeńców polskich; 3. jeśli zmieni decyzję i zdecyduje się na zaatakowanie Warszawy, uprzedzi o tym 48 godzin wcześniej; 4. po przybyciu do Petersburga wstawi się u swego brata Mikołaja, aby darował Polakom. Konwencja w Wierzbnie była sukcesem dyplomatycznym w. ks. Konstantego, który uzyskał prawo do opuszczenia granic Królestwa Polskiego
V Delegacja do Petersburga
Dyktator nawiązał rokowania z Petersburgiem co do warunków i sposobu likwidacji powstania. Z jego ramienia prowadził je przede wszystkim Lubecki. Delegacja miała domagać się pełnego respektowania konstytucji 1815 r., rozciągnięcia jej zasad na Litwę, Wołyń, Podole, zwołania sejmu na 1 maja 1831 r. z udziałem posłów ziem zabranych oraz zupełnego wycofania garnizonów rosyjskich z Królestwa Polskiego. Spodziewano się, że uda się uzyskać obietnicę Mikołaja I co do przestrzegania konstytucji, rozszerzenia jej na inne ziemie wchodzące dawniej w skład Rzeczypospolitej, wreszcie, że car zobowiąże się nie wprowadzać wojsk rosyjskich do Królestwa. Ostatecznie Mikołaj I przyjął Lubeckiego 26 grudnia 1830 r. w Petersburgu. Mikołaj nie chciał słyszeć o żadnych warunkach, żądał złożenia broni i zdania się na jego łaskę i niełaskę, widząc w wydarzeniach Nocy Listopadowej wygodny pretekst do zniesienia autonomii Królestwa. Niepowodzenie rokowań petersburskich przesądziło losy dyktatury Chłopickiego. Podawał się on już raz do dymisji, kiedy zebrany 13 grudnia sejm pod naciskiem opinii publicznej ogłosił powstanie narodowe. 17 grudnia Mikołaj I wydał manifest do Polaków, w którym nakazywał przywrócenie Rady Administracyjnej w jej składzie pierwotnym i skoncentrowanie wojsk polskich w okolicach Płocka. Zarazem zwiększyli swą działalność agitacyjną klubiści - Maurycy Mochnacki, Tadeusz Krępowiecki, ks. Aleksander Pułaski i inni, którzy domagali się ogłoszenia pełnej niepodległości. Radykalne stanowisko zajmowała wydawana przez nich gazeta „Nowa Polska”. Pod naciskiem tych grup opozycyjnych sejm odrzucił proponowaną przez Chłopickiego mediację pruską. Wtedy generał podał się do dymisji. 17 stycznia, wobec fiaska rokowań z Mikołajem I, który zażądał bezwarunkowej kapitulacji powstańców gen. Chłopicki złożył dyktaturę.
VI Detronizacja Mikołaja I przez Sejm
W czasie powstania listopadowego, pod wpływem manifestacji ulicznych, jakie miały miejsce w trzeciej dekadzie stycznia 1831, jak i niepowodzenia misji mediacyjnej ks. Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego wysłanej do Petersburga, zebrany w Warszawie Sejm Królestwa Polskiego pod przewodnictwem marszałka Władysława Ostrowskiego, na wniosek Romana Sołtyka podjął, 25 stycznia 1831 uchwałę o złożeniu z polskiego tronu króla Mikołaja I. Uchwała utrzymana była w możliwie najbardziej wyważonym tonie, co było efektem starań skrzydła umiarkowanego, któremu przewodził prezes Rządu Narodowego, ks. Adam Czartoryski. Ten ostatni, podpisując dokument, miał rzec: Zgubiliście Polskę!. Poseł Jan Ledóchowski wybiegł wówczas na środek izby krzycząc :Wyrzeknijmy więc wszyscy: nie ma Mikołaja!. Symbolicznie uznaje się, iż od daty przyjęcia tej uchwały rozpoczęła się wojna polsko-rosyjska 1831 roku.
Działo się na posiedzeniu połączonych Izb Sejmowych dnia 25 stycznia 1831 r. w Warszawie. Najświętsze i najuroczystsze umowy o tyle są nienaruszalne, o ile wiernie są dotrzymywane przez obie strony. Długie cierpienia nasze znane są całemu światu. Przysięgą poręczone przez dwu panujących, a pogwałcone tylekroć swobody - nawzajem i naród polski od wierności wobec dzisiejszego panującego uwalniają. Wyrzeczone na koniec przez samego Mikołaja słowa, że pierwszy ze strony naszej wystrzał stanie się na zawsze hasłem zatracenia Polski, odejmując nam wszelką nadzieję sprostowania naszych krzywd, nie zostawiają jak rozpacz szlachetną. Naród zatem polski, na sejmie zebrany, oświadcza: iż jest niepodległym ludem i że ma prawo temu koronę polską oddać, którego godnym jej uzna, po którym z pewnością będzie się mógł spodziewać, iż mu zaprzysiężonej wiary i zaprzysiężonych swobód święcie i bez uszczerbku dochowa.
VII Plany zaczepno-odporne
W odpowiedzi na detronizację granice Królestwa Polskiego przekroczyła 115 tys. armia rosyjska z 336 działami pod wodzą feldmarszałka Iwana Dybicza, który uzyskał od cara nieograniczoną władzę nad ośmioma województwami Królestwa Polskiego. 30 stycznia 1831 sejm powołał w miejsce rozwiązanej Rady Najwyższej Narodowej Rząd Narodowy. W jego składzie znaleźli się: książę Adam Jerzy Czartoryski, Wincenty Niemojowski, Stanisław Barzykowski, Teofil Morawski i Joachim Lelewel. Armia polska na stopie pokojowej liczyła 27 tys. Doskonale wyszkolonych żołnierzy. Chłopicki opóźniał rozbudowę tej armii, a miał też trudności z jej uzbrojeniem; produkcję karabinów i dział uruchomiono w Królestwie dopiero pod koniec powstania. Po odciągnięciu rezerw i załóg fortecznych przeciwstawiono nieprzyjacielowi w polu niewiele ponad 50 tys. Ludzi. Latem 1831 r. stan armii powstańczej przekroczył 80 tys. Żołnierzy. Pierwsza bitwa powstania listopadowego została stoczona 14 lutego 1831 roku, niedaleko wsi Stoczek nad Świdrem, na drodze łączącej Warszawę z Brześciem Litewskim. Nie miała większego znaczenia militarnego, jednak oddziaływała psychologicznie na Polaków, będąc pierwszym zwycięstwem powstańców. Rosjanie, w sile około 3000 tysięcy zostali pokonani przez trzykrotnie mniejszą dywizję Józefa Dwernickiego. Straty po stronie polskiej wyniosły 87 zabitych lub rannych, po stronie rosyjskiej - 400 zabitych, 230 jeńców, 11 dział. Mimo przegranej, Rosjanie nie przerwali marszu w stronę Warszawy.
VIII Bitwa pod Grochowem
Bitwa pod Olszynką Grochowską jest jedną z najbardziej krwawych bitew powstania listopadowego. Rozegrała się 25 lutego 1831 roku. Bitwa ta rozegrała się w tym samym czasie co bitwa pod Białołęką. Wojska polskie w liczbie ok. 40 tys. dowodzone były oficjalnie przez księcia Michała Radziwiłła, a faktycznie przez generała Józefa Chłopickiego. Wojska rosyjskie w liczbie ok. 60 tys. dowodzone były przez feldmarszałka Iwana Dybicza. Po bitwach pod Stoczkiem, Dobrem i Wawrem wojska polskie skoncentrowały się na przedpolach Pragi. Pierwsze próby zdobycia Olszynki Grochowskiej, stosunkowo łatwo udaremnione przez Polaków, miały miejsce już 20 lutego. W dniu 25 lutego ugrupowanie armii polskiej było następujące: centrum obsadzały dywizje gen Żymirskiego i gen. Skrzyneckiego (2 i 3 Dywizja Piechoty), na prawym skrzydle stała 4 Dywizja gen. Szembeka, lewe skrzydło stanowiła 1 Dywizja gen. Krukowieckiego. Jazda gen. Umińskiego zabezpieczała ugrupowanie od strony Ząbek a Korpus Kawalerii gen. Łubieńskiego ubezpieczał tyły. Około godziny 9, na odgłos kanonady od strony Białołęki, bojąc się utraty ugrupowania ks. Szachowskiego, Dubicz porzucił plan obejścia polskich pozycji na rzecz frontalnego ataku na Olszynkę. Po 3 kwadransach przygotowania artyleryjskiego, około godz. 10 pięć batalionów piechoty z 24 dywizji natarło na Olszynkę, lecz zostały odrzucone; Dybicz wysłał dodatkowe 6 batalionów jegrów z 25 dywizji, jednak znów bez efektu. Około godziny 11 Rosjanie uderzyli po raz kolejny - 19 batalionów (12 tys.) ruszyło do ataku na dywizję gen. Żymirskiego (8,2 tys.). Trwała zacięta walka, lecz liczebność Rosjan dała im znaczną przewagę, a Polakom zagroziło oskrzydlenie. Wtedy gen. Chłopicki zorganizował przeciwnatarcie 9 batalionów piechoty, prowadząc je osobiście. Polacy wdarli się po raz kolejny na Olszynkę i wyparli Rosjan, śmiertelnie ranny został gen. Żymirski. Okazało się, że 23 tys. Rosjan nie jest w stanie poradzić sobie z 2-krotnie mniejszym ugrupowaniem polskim i rosyjskie bataliony zaczęły się cofać. Jednak feldmarszałek Dybicz uporządkował oddziały i dając osobisty przykład prowadził je do natarcia, wspartego ogniem prawie dwóch setek dział. Po obydwóch stronach zalegały tysiące zabitych i rannych żołnierzy. Chłopicki jednak przygotował kolejne przeciwnatarcie, tym razem kawalerii, do którego miał być użyty korpus Łubieńskiego oraz grupa Krukowieckiego. Ci jednak orzekli, że nie honorują rozkazów Chłopickiego lecz czekają na potwierdzenie ich od Radziwiłła. Wściekły Chłopicki ruszył do Radziwiłła, aby ten potwierdził rozkazy dla obydwóch zgrupowań, zostawiając dowodzenie gen. Skrzyneckiemu, przez ten czas Rosjanie zagrozili już oskrzydleniem całego ugrupowania polskiego. Wtedy powracający na pierwszą linie Chłopicki został ranny od wybuchu granatu. Znoszony do powozu rozkazał Skrzyneckiemu zaatakować całością sił Olszynkę, widząc w tym posunięciu jedyny sposób uniknięcia klęski. Nie wiadomo, czy jeśli Skrzynecki wykonałby rozkaz, armia rosyjska nie zostałaby całkowicie zniszczona, lecz okazało się że w tym dniu tylko jedna osoba była zdolna postawić wszystko na jedną kartę - był to Chłopicki. W wojsku polskim trwało totalne rozprężenie, które próbowali wykorzystać Rosjanie. Gen. Karl Toll przygotował potężne uderzenie kawalerii, które miało rozstrzygnąć bitwę. 30 szwadronów jazdy natarło na polskie pozycje. Szarży 600 ułanów gwardii oparł się najeżony bagnetami czworobok "czwartaków" - 4 pułku piechoty. Zakutych w zbroje kirasjerów ks. Alberta Pruskiego zatrzymały salwy 8 pułku piechoty oddane z odległości 30 kroków. Na pierwszą linie dotarł płk Ignacy Prądzyński z oddziałem rakietników. Nieznana Rosjanom broń czyniła, oprócz realnych strat, straszne wrażenie. Ostatecznie kres rosyjskiemu natarciu dała szarża polskich ułanów, zabijając kilkuset kirasjerów. Gen. Skrzynecki wydał rozkaz odwrotu do Warszawy, dywizje uszykowane w szachownice batalionowych czworoboków wzmocnione bateriami artylerii wycofały się. Dybicz zaskoczony niezwykłą uporczywością obrony, stratami wśród swoich wojsk oraz biorąc pod uwagę zapadający zmierzch, odrzucił sugestie gen. Tolla, by zaatakować umocnienia Pragi. Był to duży błąd, bo przy udanym ataku, jedyny most na Wiśle mógł nie wystarczyć do odwrotu. Dybicz jednak wolał nie ryzykować strat w dalszym boju i zarządził odwrót spod Warszawy. Bitwę uznaje się za nierozstrzygniętą, ponieważ zmusiła obie strony do odwrotu, jednakże uniemożliwiła wojskom rosyjskim szturm Warszawy. Na przebieg bitwy negatywny wpływ miał nieuregulowany status Chłopickiego. Przybył on na pole bitwy jako cywil. W trakcie początkowego okresu przejął dowodzenie nad całością sił polskich, ale nie wszyscy podkomendni uznali jego zwierzchnictwo - wykonania rozkazów w kluczowych momentach bitwy odmówili zarówno Krukowiecki, jak i Łubieński. W bitwie poległo ok. 7,3 tys. żołnierzy polskich oraz 9,5 tys. rosyjskich.
IX Proklamacja Dybicza
Łaska naszego prześwietnego monarchy, drugi raz wezwała mnie do objęcia naczelnego dowództwa armii czynnej. Przyjmuję z szacunkiem ten schlebiający mi dowód zaufania naszego wspaniałego władcy, całkowicie powierzając się Wszechmocnemu, w najsprawiedliwszej walce. Ręka Wszechmocnego pobłogosławi wasze wysiłki, sławni wojownicy! Trzydziestoletnie doświadczenie w waszych szeregach, nauczyło mnie mieć pełne zaufanie do was. Wiem, że dowódca, który was kocha, który nigdy nie stracił z oczu swoich obowiązków i służył wam za przykład powinności żołnierskich w czasie surowych ćwiczeń, może liczyć na waszą miłość i zaufanie. Rozpoczynamy walkę, jakiej nigdy nie podejrzewało serce wiernych Rosjan. Pobijemy zuchwalców, którzy poderwali Królestwo Polskie przeciwko naszemu ukochanemu suwerenowi, który obsypał tych niewdzięczników niezliczonymi dobrodziejstwami i niedawno wielu z nich przyznał wspaniałomyślne przebaczenie. Zbrodnicze plany tych buntowników, dybały na życie prześwietnego brata naszego monarchy, który przez 15 lat był ich dowódcą i zwierzchnikiem. Bagnet rosyjski udowodni im, że ich zdrada jest tyleż daremna, co zbrodnicza. Rosyjski bicz i odwaga przywołają do porządku ich lekkomyślność i buntowniczą skłonność. Jednakże karząc z całą surowością buntowników, którzy pozostaną w swojej zbrodni, nie zapomnimy o tych, którzy będą jej żałować i dążyć do przywrócenia porządku, stając się na nowo naszymi braćmi. Chłosta najbardziej upartych, od chwili, gdy będą rozbrojeni nie należy do nas, ale do prawa. Spokojni mieszkańcy, którzy nas przyjmą bez nieprzyjaźni, powinni w nas znaleźć tylko przyjaciół i swoich obrońców. Powinni się przekonać przez nasze postępowanie, że jesteśmy dziećmi szlachetnego ojca, że poruszeni uczuciami jego życzliwości, jesteśmy powołani by być obrońcami uciśnionych przed spiskowcami, którzy ukrywają swoje niecne zamiary i ohydne przywary pod imieniem wolności. Ludy Wschodu chwaliły obchodzenie się z nimi wojsk rosyjskich. Uznanie naszych braci będzie echem naszej chwały. Żołnierz, który niegodny imienia Rosjanina wyprze się cnót rosyjskich, znajdzie we mnie nieubłaganego sędziego. Mam jednak szczere przekonanie, ze takowy nie znajdzie się w naszych szeregach. Wkraczamy więc radośnie, wierząc w święty bój za Cesarza i ojczyznę. Bóg Wszechmogący pobłogosławi nam, byśmy jeszcze raz przekonali świat, że żołnierze rosyjscy są zawsze gotowi wypełnić z odwagą i wiernością, świętą wolę ich umiłowanego monarchy, i że nigdy nie oddadzą wrogowi zewnętrznemu i wewnętrznemu piędzi ziemi, zdobytej za cenę krwi rosyjskiej.
Wódz naczelny armii czynnej, generał-feldmarszałek Iwan Dybicz Zabałkański
X Ofensywa wiosenna
Niepowodzenia militarne i bezczynność Skrzyneckiego w okresie, gdy wojska rosyjskie od zachodu zbliżały się ku Warszawie, wzburzyły przeciwko niemu opinię publiczną. Pod jej naciskiem sejm pozbawił wreszcie Skrzyneckiego naczelnego dowództwa. Następcą jego mianowano gen. Dembińskiego. Ale i on zawiódł pokładane w nim nadzieje i nie próbując stoczenia rozstrzygającej bitwy na przedpolach stolicy, wycofał armię do Warszawy. Był on podobnym konserwatystą jak Skrzynecki i również nie wierzył w możliwość sukcesu powstania. Tymczasem ludność Warszawy zaczynała się burzyć. Znosząc bez szemrania coraz gorsze warunki aprowizacyjne i drożyznę, mieszczaństwo i inteligencja niepokoiły się grożącą klęską militarną. Nastrojami tymi usiłowało pokierować Towarzystwo Patriotyczne, które dzięki swej działalności klubowej miało stosunkowo bliskie kontakty z ludem stolicy. Na wiadomość o decyzji Dembińskiego doszło 15 sierpnia do wielkich demonstracji, w toku których żołnierze, plebs, rzemieślnicy domagali się przeprowadzenia rewolucyjnych zmian w rządzie i ujęcia kierownictwa przez lewicę. Ale jej przywódcy nie zdobyli się na podchwycenie tych żądań. Lewica Towarzystwa była osłabiona śmiercią Kozłowskiego i Żukowskiego, brakło wśród niej jedności. Niełatwo było tym szlachecko-inteligenckim radykałom zdobyć się na rewolucyjne kroki i porwać się na sejm. Wprawdzie więc Towarzystwo Patriotyczne zorganizowało manifestacyjny pochód ulicami Warszawy do siedziby rządu, potem jednak stojący na czele pochodu ks. Aleksander Pułaski i Jan Czyński zadowolili się ogólnikowymi obietnicami władz i wezwali uczestników do rozejścia się. Nie zdołali już opanować tłumu, który na własną rękę wszczął rozruchy, wdarł się do więzienia i wymordował znajdujących się tam oskarżonych o zdradę generałów i szpiegów. Rząd tracił panowanie nad stolicą. Ale i władze Towarzystwa Patriotycznego nie były zgodne, jak wykorzystać powstałą sytuację, spierając się, czy utworzyć dyktaturę, czy dyrektoriat. Decyzje zapadły poza Towarzystwem. Zaniepokojone zrywem rewolucyjnym obozy konserwatywny i liberalny poszukały ratunku w prawicowej dyktaturze. Rząd ustąpił, a ponieważ ani „kaliszanie”, ani związany z nimi Prądzyński nie mieli dość determinacji, by objąć władzę, sami doprowadzili do uchwały sejmu, na mocy której gen. Jan Krukowiecki powołany został na prezesa rządu i naczelnego wodza, uzyskując władzę dyktatorską. Za dyktaturą Krukowieckiego opowiedziała się część członków Towarzystwa Patriotycznego, w tym i Mochnacki. Ze względu na krytyczne stanowisko Krukowieckiego wobec Skrzyneckiego błędnie oceniali oni jego stosunek do powstania. Krukowiecki bowiem, podobnie jak większość generalicji, nie wierzył w sens dalszej walki i zamierzał wykorzystać swe uprawnienia przede wszystkim w celu rozprawienia się z opozycją i przyspieszenia zakończenia powstania. Toteż jednym z jego pierwszych zarządzeń było rozwiązanie Towarzystwa Patriotycznego; surowo również ukarał uczestników rozruchów z 15 sierpnia. Kilku przywódców zostało rozstrzelanych. Krukowiecki ani myślał o wciąganiu ludności do przygotowywania obrony stolicy. Przychylił się natomiast chętnie do projektu rady wojennej, by podjąć działania ofensywne na prawym brzegu Wisły. Celem ich, według założeń Prądzyńskiego, który wysunął tę koncepcję, miało być rozbicie lub odrzucenie operującej na tym obszarze grupy gen. Rosena, a potem zaatakowanie sił rosyjskich na Lubelszczyźnie, co zmusiłoby Paskiewicza do podzielenia swych sił i odstąpienia od szturmu Warszawy. Krukowiecki wykorzystał ten projekt w celu pozbycia się z Warszawy niewygodnych mu osób, m. in. Czartoryskiego i Prądzyńskiego. Zarazem postawienie na czele wyprawy nieudolnego gen. H. Ramorino skutecznie zapewniło bezowocność całej akcji. Jedynym jej rezultatem było znaczne osłabienie załogi stolicy w krytycznym momencie, Ramorino bowiem nie tylko nie osiągnął sukcesów, ale i nie zdążył wrócić na czas do Warszawy. W początkach września przeciwko 77 tys. armii rosyjskiej, posiadającej 390 dział, do obrony stolicy stanęło tylko około 35 tys. żołnierzy ze 192 działami. Krukowiecki gotów był kapitulować bez walki; pod wyraźnym naciskiem sejmu przystąpił jednak do obrony. Strona polska nietrafnie oceniła kierunek szturmu nieprzyjacielskiego. Zamiast, jak oczekiwano, od południa, 6 września Rosjanie uderzyli od zachodu, od Woli. Mimo bohaterskiej postawy obrońców, wysadzenia na rozkaz Ordona reduty, w momencie gdy wdarła się do niej nieprzyjacielska piechota, śmierci walczącego do końca dowódcy odcinka, inwalidy gen. Józefa Sowińskiego, pierwsza linia fortyfikacji została zdobyta. Nie udało się także powstrzymać Rosjan w drugim dniu szturmu. Na próżno „kaliszanie” obalili teraz Krukowieckiego, gdy podjął rokowania z Paskiewiczem, i powołali na jego miejsce Bonawenturę Niemojowskiego. Nowe władze nie zdobyły się na prowadzenie walki w samym mieście i podjęły decyzję o oddaniu Warszawy. Wojsko polskie oraz członkowie rządu i sejm schronili się na prawym brzegu Wisły, przenosząc się do Płocka. Jakkolwiek armia polska liczyła jeszcze ponad 60 tys. ludzi, upadek Warszawy spowodował podobne rozprzężenie jak w czasie powstania kościuszkowskiego. Rozpoczęła się masowa dezercja z wojska. Nowy naczelny wódz, gen. Maciej Rybiński, myślał znów o kapitulacji i mimo oporu sejmu wszczął rokowania z Paskiewiczem. Nikt z dowódców nie zamierzał organizować dalszej walki. Rozpadł się sejm: część posłów wróciła do domów, część wyjechała za granicę. W końcu, wobec żądań Paskiewicza bezwzględnej kapitulacji, dowództwo powstańcze odmówiło tej formy uznania przemocy, decydując się raczej na przekroczenie granicy i złożenie broni. Miało to stać się świadectwem gotowości narodu do podjęcia w lepszej sytuacji dalszej walki. Znajdujące się na południu korpusy gen. Ramorino przeszły już w końcu września granicę galicyjską. Większość wojsk polskich przekroczyła 5 października granicę pruską. Do 9 października bronił się jeszcze Modlin, a do 21 października Zamość. Królestwo Polskie znalazło się w ręku Mikołaja I, który podjął bezwzględną akcję represyjną. Rozpoczęła się surowa okupacja wojskowa, która ułatwiała likwidację odrębności politycznej. Państwowość polska miała utrzymać się niemal wyłącznie w nazwie.
Mateusz Klempert 21.03.2009 r.
Historia Nowoczesna Polski - Powstanie Listopadowe
8