134 Praca, konsumpcjonizm i nowi ubodzy
To zapewne nie przypadek, że do odkrycia underclass doszło w czasie, gdy zimna wojna miała się ku końcowi i w szybkim tempie traciła wiele ze swojej mocy generującej obawy; że debata o underclass rozwinęła się na dobre i znalazła się w centrum publicznej uwagi, gdy nastąpiła implozja i upadek „Imperium Zła”. Niebezpieczeństwo nie zagraża już dłużej z zewnątrz; nie przebywa też w szeregach „piątej kolumny” wszczepionej przez zewnętrznego wroga, w przyczółkach obcych mocy. Polityczne zagrożenie ze strony rewolucjonistów - podżeganych z zagranicy i za granicą szkolonych- przestało być realne i trudno jest uczynić je wiarygodnym. Nie mając gdzie indziej zapuścić korzeni, niebezpieczeństwo musi spoczywać teraz wewnątrz społeczeństwa i wyrastać z miejscowej gleby. Kusi, by powiedzieć, że tam, gdzie nie było underclass, należało ją wynaleźć. Co więcej, została ona wynaleziona w samą porę Oczywiście, nie chcę przez to powiedzieć, że nie ma żebraków, narkomanów i niezamężnych matek - na ten rodzaj „nędzarzy” lub „odrażających” ludzi wskazuje się regularnie, kiedykolwiek, ktoś kwestionuje istnienie underclass. Chcę natomiast powiedzieć, że ich obecność w społeczeństwie nie jest w najmniejszym stopniu wystarczająca, by udowodnić istnienie underclass. Wrzucenie ich wszystkich do jednej kategorii to decyzja klasyfikacyjna, a nic stwierdzenie faktu; uznanie ich za jedną całość - oskarżenie wszystkich, zbiorczo, o bezużyteczność i uczynienie siedliskiem zagrożenia, które budzi lęk reszty społeczeństwa - to ćwiczenie w wartościowaniu i ocenie, a nie opis. Ponad wszystko, podczas gdy idea underclass spoczywa na przypuszczeniu, że społeczeństwo (całość, która utrzymuję wewnątrz wszystko, co czyni ją zdolną do przetrwania) może być mniejsze od sumy swych części, underclass symbolizowana przez lę ideę jest większa od sumy jej części: akt włączenia dodaje nową jakość, której żadna część sama z siebie nie posiada. W rzeczywistości „samotna matka” i „kobietaz underclass” nie są tą samą istotą. Wymaga wicie wysiłku (chociaż niewiele myślenia), aby z tej pierwszej uczynić tę drugą.
Etyka pracy sięga dna
Słowa underclass po raz pierwszy użył w 1963 roku Gumnu Myr-dal, chcąc zasygnalizować niebezpieczeństwa deindustrializacj i, która - jak się obawiał - mogła sprawić, że znaczne i coraz większe części społeczeństwa będą pozostawać stale bezrobotne - nie z powodu wac lub moralnych skaz w ludziach, którzy znaleźli się bez pracy, lecz wyłącznie w wyniku braku zatrudnienia dla wszystkich, którzy, by go potrzebowali i pragnęli. Nie był to rezultat faktu, żc etyka pracy nie zdołała ich inspirować, lecz wynik porażki społeczeństwa, które nie zdołało zapewnić wszystkim życia zgodne z zaleceniami etyki pracy. Członkowie underclass w rozumieniu Myr-dala byli ofiarami wykluczenia. Ich nowy status nie był efektem wycofania się, jako że wykluczenie było produktem ekonomicznej logiki, nad którą napiętnowani do wykluczenia nie panowali ani na którą nie mieli wpływu.
Koncepcja underclass wdarła się do świadomości publicznej znacznie później, 29 sierpnia 1977 roku, za sprawą artykułu w magazynie Time. Tym razem termin ten posiadał całkiem inne znaczenie, a mianowicie określał „wielką grupę ludzi znacznie bardziej niepodatnych na sanację, wyobcowanych społecznie i wrogich, niż niemal ktokolwiek to sobie wyobrażał. Są niedosiężni: amciykańska underclass”. Po tej definicji następowała długa lista, obejmująca młodocianych przestępców, tych, którzy przerwali naukę w szkole, narkomanów, matki korzystające z pomocy społecznej, rabusiów, podpalaczy, brutalnych kryminalistów, niezamężne matki, alfonsów, handlarzy narkotyków, bezdomnych; wszystkie jawne strachy i wszystkie skryte wyrzuty sumienia przyzwoitych ludzi.
„Niepodatni na sanację”. „Wyobcowani”. „Wrodzy”. 1, w rezul-. tacie tego wszystkiego, „niedosiężni”. Nie ma sensu wyciągać pomocnej dłoni - zawisłaby tylko w próżni. Dla tych ludzi nie było lekarstwa, ponieważ wybrali życic w chorobie.
„Niedosiężny” oznaczało również „poza zasięgiem etyki pracy”. Pouczenia, zachęty, apele do sumienia nie przebiłyby się przez ścianę dobrowolnej alienacji od wszystkiego, co drogie zwykłym ludziom.