198 Ludomir R. Lozny
Dziecko-Lat-Siedemdziesiątych stało przez chwilę ze sfrustrowaną miną.
— Muszę iść i zrobić listę odpadków w pierwszej klasie, bowiem inaczej nie K| współautorem artykułu - powiedział. Ale przemyśl to, co powiedziałem, i nie nic ważnego, dopóki nie wrócę.
Patrzyliśmy, jak znika za kurtynką oddzielającą nas od pierwszej klasy.
— Ale jesteś odporny na wazelinę - zwróciłem się do Doświadczonego. I
— O tak! Ale też z niego niezły wazeliniarz — odparł.
— Jeśli sądzisz, że on jest jakimś wyjątkiem - zasugerowałem - to rozejrzyj się dobrze podczas następnego spotkania archeologów.
— Wiesz - zamyślił się Doświadczony - to wszystko nasza wina. Zatrudniamy ich świeżo po studiach i dajemy im jakieś wykłady. Potem mówimy im, że albo będą publikować, albo znikną stąd. Więc co mają robić? Publikują coś na wpół przemyślanego, lub też zaczynają krytykować kogoś już znanego. Przyjrzyj się któremuś z ostatnich numerów „American Archaeology”. Jeśli wykreślisz z niego te dwa rodzaje publikacji, pozostaną ci tylko recenzje.
Jeśli zależy nam na tym, aby ci młodzi ludzie dojrzeli do tego, by być archeologami, to powinniśmy raczej zatrudniając ich dać im na początek rok bez uczenia studentów. Niech raczej jadą w teren zebrać swoje własne dane, które następnie opublikują jako ich własny, pozytywny wkład do archeologii. Nie możemy wymagać od nich ośmiu wykładów w semestrze i dodatkowo publikacji.
— Masz rację - powiedziałem - ale popatrz na tych dwóch: nasi przyjaciele odkryli, jak to wszystko przechytrzyć. Pierwszy wynalazł specjalizację, która pozwala mu na niewychodzenie z jego biura, a drugi odkrył, jak zachęcić innych do pisania książek za niego. A my nagradzamy ich za to.
— Ale nie bez pewnej rezerwy - powiedział Doświadczony. Wiesz, archeolodzy nie lubią kolegi, który jest tak ambitny, że zrobi najgorsze świństwo aby wysforować się przed innych. Biznesmeni albo ludzie show-biznesu mogą takiego tolerować. Najwyżej powiedzą: „on jest prawdziwym draniem, ale umie zrobić, co trzeba”. Ale nie archeolodzy. Jesteśmy w tym zabawni.
Stewardessa z wózkiem napojów zatrzymała się na moment obok naszych foteli i zapytała, czy nie potrzebujemy uzupełnienia drinków. Potrzebowaliśmy, A ja skorzystałem z okazji, aby zapytać, jak też idzie naszym przyjaciołom inwentaryzacja odpadków.
— Ten w tylnej części samolotu wydaje się mieć jakieś kłopoty - powiedziała z troską. Znalazł parę woreczków z wymiotami.
— Hmm, westchnął Doświadczony - nikt nie twierdzi, że badania terenowe są łatwe.
— Czego oni właściwie szukają? - zapytała.
— Jeśli dobrze rozumiem - zaoferowałem wyjaśnienie — obaj chcą nam dostarczyć lepszej wiedzy o zasadach interpretacji archeologicznej. Ponieważ archeolodzy badają śmieci pozostawione przez ludzi w przeszłości, ci dwaj mają nadzieję odkryć zasady rządzące wyrzucaniem niepotrzebnych rzeczy w ogóle, a te pomogą nam w lepszym rozumieniu tego, co odkrywamy w toku naszej pracy.