W zespole poglądów TowiaAskiego przeżycie czasu kryło zresztą w sobie antynomiczne napięcie. Jako prorok, wybiegając ku przyszłości, docierał do rzeczy ostatecznych. Tym samym wykraczał poza wszelkie okoliczności czasu i miejsca. Wieczność, z którą bezpośrednio obcował, jawiła się jako jedynie autentyczna realność i rzeczywistość prawdziwa, będąca — mówiąc słowami Norwida — „bezdziejową próżnią”. Wszystko inne okazywało się zaledwie pozorem, ułudą, przemijaniem, niepokojem. Czas stanowił tylko miarę odległości człowieka od Boga i zależał od niego samego, jego własnego wysiłku. „Czasy są w człowieku”, pisał Mickiewicz i dodawał w innym dwuwierszu ze Zda A i uwag:
Czas Jest łańcuch; Im dalej od Boga udeczesz Tym dłuższy l tym cięższy łańcuch z sobą wleczesz
Ten, kto zbliża się do Boga i nawiązuje z nim bezpośrednią łączność, Wyzbywa się ostatecznie czasowej natury, a uwalniając się od niepokoju i przemijania, wykracza poza czas i osiąga wieczność. Ta zaś komunikacja z Bogiem i wiecznością dokonuje się w indywidualnym, wewnętrznym wysiłku, poza wszelką historyczną scenerią. A przecież jednocześnie jako prorok miał Towiański realizować swoją misję zwróconą ku ludzkości. Przychodził o czasie „naznaczonym”, kiedy stara epoka dobiegła swojego kresu, i otwierał „bramy epoki nowej”. Uczestniczył więc w historii i w historii realizował swoje powołanie. Misja jego nawiązywała do tego, co było „wczoraj” i co jest „dzisiaj”, określała to, co będzie „jutro” W ten sposób prorok, gardzący czasem, czui
się zarazem zniewolony do ego, ażeby poruszać się w jego karbach. W tej drug^j per_
spektywłe historia przestawała być krainą ułudy i pozoru, stawała się natomiast autentycznym środowiskiem i terenem ludzkich wysiłków, ludzkiej drogi, która miała prowadzić ku Królestwu Bożemu.
Tak czy inaczej Towiański, mówiąc o rychłej przemianie i odrodzeniu Polski, nie musiał swoim zwolennikom „zalecać — jak szydzono zeń w „Pszonce” — nie kupować więcej, jak jedną świecę, bo druga niepotrzebna już będzie'*44t ani też „wyrzucać świętym, że go oszukali i kłócić się z nimi o proroctw spełnienie”4®. To oczywiście nie oznaczało, że jego zwolennicy kupowali świec więcej, niż]i jedną, i że nie mieli za złe świętym powolności biegu zdarzeń. Sam Towiański tak żarliwie wierzył, iż Sprav*a Boża już się zaczęła i nieuchronnie dokona, że mógł sobie pozwolić na bierne i spokojne wyczekiwanie oraz nawoływać innych do cierpliwości. Inna sprawa, że ludziom pozbawionym takiej koncentracji uczuć profetycznych bierne oczekiwanie wystarczyć nie mogło. Stąd — nawet w najbliższym kręgu zwolenników Mistrza — począł narastać opór. Rozległy się więc głosy o „marzycielstwie” i „opuszczaniu rąk”, zarzuty, iż Towiański „zgubił z oczu czas”, nawoływania do czynu, przyspieszającego realizację zapowiedzi.
W ówczesnym piśmiennictwie, wrogim To-wiańskiemu, wyjaśniając rozgłos jego sprawy mówiono tedy o trzech kwestiach: 1) O osobowości Towiańskiego i jego magnetycznym wpływie, który dla ultramontanów miał być jawnym pono dowodem obecności szatana. 2) O sytuacji emigracji, wśród której „znajdowało się wiele indywiduów przygnębionych,
44 Album „Pszontci”, Paryż 1845, s. 204.
4G j. Kallenbach: Towianizm na tle historycznym. Kra-ków 1926, s. 33.