zgodzić się na Americana. Pierwsze wydanie z 1942 roku zostało wycofane. Można było opublikować ją ponownie bez tekstów Vittori-niego z przedmową Emilia Cecchiego, bardziej akademicką i ostrożną, mniej entuzjastyczną i bardziej krytyczną, bardziej „literacką”.
Nawet jednak tak wykastrowana, Americana krążyła i zdołała powołać do życia nową kulturę. Również bez tekstów Vittoriniego sama struktura antologii zadziałała jako dyskurs. Montaż okazał się komunikatem. Nawet sposób, z pewnością zasługujący na surową krytykę, w jaki pisarze amerykańscy zostali przełożeni, przyczynił się do nowej wrażliwości językowej. W 1953 roku Vittorini powie, że nie wywarł on wpływu na młodzież dzięki temu, co przełożył, ale dzięki temu, jak to zrobił.
Już w 1932 roku Pavese napisał w związku z O. Henrym, że Ameryka, podobnie jak Włochy, jest cywilizacją dialektów. Ale w odróżnieniu od Włoch w Ameryce dialekty wygrały z językiem klasy panującej i literatura amerykańska przemieniła angielski w nowy język ludowy. Przypominam, żc Pavese, aby przełożyć Faulknera, posłużył się dialektem piemonckim. Utrzymywał bowiem, że istnieje podobieństwo między Środkowym Zachodem a Piemontem. Raz jeszcze powrócił gramsciański ideał literatury narodowo-Iudowej, tylko że teraz, zamiast „płukać bieliznę w Arno”, należało udać się w tym celu nad Missisipi.
Nie zachodzi więc w tym przypadku pidginizacja, lecz raczej kreolizacja języka.
1 tak pokolenie, które czytało Pavesego i Vittoriniego, walczyło w partyzantce, często w oddziałach komunistycznych, wychwalało rewolucję październikową i charyzmatyczną postać Ojca Narodów, a zarazem fascynowało się namiętnie Ameryką, w której dostrzegało nadzieję, odnowę, postęp i rewolucję.
Vittorini i Pavese byli już pod koniec wojny dojrzałymi ludźmi, niemal czterdziestolatkami. Drugie pokolenie z mojego fresku to młodzi urodzeni w latach trzydziestych. Wielu z nich weszło w dorosły wiek pod koniec wojny jako marksiści.
Ich marksizm różnił się od marksizmu Vittoriniego i Pavesego, którzy utożsamiali go całkowicie z walką o wyzwolenie i nienawiścią do dyktatur faszystowskich, widzieli w nim raczej przestanie uniwersalnego braterstwa niż określoną ideologię. Dla drugiego pokolenia marksizm był kwestią organizacji politycznej i filozoficznego engagement. Ideałem tego pokolenia był Związek Radziecki, jego estetyką realizm socjalistyczny, jego mitem klasa robotnicza. Nie-przyjaźnie nastawione do Ameryki z powodów politycznych i ekonomicznych, sympatyzowało z rozmaitymi aspektami amerykańskiego życia społecznego, z ową „prawdziwą Ameryką” pionierów i pierwszej opozycji anarchistycznej, z Ameryką „socjalistyczną” Jacka Londona i Dos Passosa.
Właśnie dlatego, nawet w chwilach najbardziej zaciętej walki z maccartyzmem, oficjalna kultura komunistyczna nie wyparła się nigdy całkowicie ducha Americana, również i wtedy, kiedy Vittorini wystąpił z partii po ideologicznym sporze z jej przywódcą Palmircm Togliattim.
Nas interesuje tu jednak inna część drugiego pokolenia, funkcjonująca wewnątrz albo na zewnątrz dwóch ówczesnych partii marksistowskich, komunistycznej i socjalistycznej. Jej charakterystyka byłaby na tyle skomplikowana i nieprecyzyjna, że zmuszony jestem uciec się do narracyjnego chwytu. Powołam do życia postać fikcyjną, którą nazwę Roberto. Wśród członków klasy, której przedstawicielem chciał być, trafiali się prawdopodobnie tacy jak Roberto zarówno w dziewięćdziesięciu procentach, jak i w dziesięciu. Mój będzie Robertem na sto procent. Być może wśród członków Komitetu Centralnego Włoskiej Partii Komunistycznej nie było wielu do niego podobnych, ale Roberto zamieszkiwał raczej pozapartyjne terytorium działalności kulturalnej, wydawnictw, klubów filmowych, gazet, koncertów i właśnie w tym sensie był on w dziedzinie kultury kimś bardzo wpływowym.
Roberto mógł urodzić się między 1926 a 1931 rokiem. Wychowany na modłę faszystowską, doświadczył pierwszego odruchu buntu (oczywiście nieświadomego), czytając komiksy przełożone (źle) z amerykańskiego. Flash Gordon kontra Ming to był dla niego pierwszy obraz walki z tyranią. Człowiek w Masce był wprawdzie kolonialistą, ale zamiast narzucać zachodnie wzorce tubylcom z bengalskiej dżungli, usiłował uratować dawne i mądre tradycje Bendarów. Topolino - Myszka Miki - jako dziennikarz walczący ze skorumpowanymi
247