312 URAZY I USZKODZENIA SPORTOWE
sci ludzkiej. W wyniku tego w Klinikach Ortopedycznych kraju zalega coraz więcej owych „cudownie uleczonych" sportowców, z. różnie zmarnowanym zdrowiem. Naturalnie, możliwości naprawy powstałych szkód są u większości niewielkie, a jeśli nawet udaje się przywrócić tych sportowców do zdrowia, to na skutek dużego stopnia zniszczeń tkankowych w obrębie mięśni czy stawów nierzadko dochodzi do przedwczesnego zakończenia kariery sportowej.
W biologii istnieją granice, których przekroczyć nie można, nic też dziwnego. że mądra Natura wyposażyła człowieka w' odpowiednie mechanizmy obronne - zmęczenie psychiczne, zmęczenie fizyczne, ból i wyczerpanie. Spowodowanie szkód organicznych, czyli nieodwracalnych, u osobnika zdrowego jest właściwie niemożliwe (o ile nie znajduje się on pod wpływem narkotyków!). Mięśnie szkieletowe męczą się szybciej niż mięsień sercowy, a to powoduje automatycznie przerwanie wysiłku mogącego prowadzić do zniszczenia organizmu.
To smutne, że na oczach jednego pokolenia sport przestał być zabawą, zaś słowa „fair play" archaicznym powiedzeniem Winnymi są komercjalizacja sportu, jak też nacjonalizmy, a nawet lokalne szowinizmy. Winni są trenerzy, działacze, sami zawodnicy, a niekiedy też lekarze i nawet (!) dziennikarze. Jakże często zdarza się nam słyszeć przez radio czy w telewizji, że jesteśmy szczęśliwymi świadkami gry „męskiej i twardej", gdy w rzeczywistości patrzymy na rzeczy wyjątkowo brutalne i chamskie. To właśnie z takiej „męskiej" gry biorą się liczne rzesze poszkodowanych sportowców (niekiedy trwale) oraz rozruchy na stadionach i w ich otoczeniu.
Wbrew wszelkiemu spodziewaniu, tkanki miękkie narządu ruchu stanowią najsłabsze ogniwo ciała sportowca. Stąd tak wiele odpowiedzialności we właściwym doborze kandydatów do sportu wyczynowego, nadzorowaniu obciążeń treningowych oraz częstotliwości i liczby startów, by nie doprowadzić do uszkodzeń przeciążeniowych mięśni, więzadeł. ścięgien i chrząstek stawowych - jeśli wymienić te najczęstsze.
Jak już wspomniano, od pewnego czasu, z uwagi na szaleńczą pogoń za sławą (czy jak znawcy sprawy mówią „za pieniędzmi") właściwie niemożliwe staje się leczenie sportowca wysokiego wyczynu, gdyż on nie ma czasu na chorobę. Stąd bierze się tak zwane „tracenie wyników", nawet najlepiej przeprowadzonych operacji, z racji tego. że pacjent zaniedbuje potrzebne doleczanie (niekiedy wymagające miesięcy ) i gna na boisko, by wyrównać doznane straty' materialne.
Oczywiście, ulegający wypadkowi, czy doznający poważnych dysfunkcji sportowiec szybko zapomina co było przyczyną jednego czy drugiego, i po pewnym czasie skłonny jest (wraz ze swym otoczeniem) za całokształt nieszczęścia winić leczącego go lekarza.
Co robić? Po prostu nie dać się zwariować i cierpliwie robić swoje. Paradoksem jest, że w pospiesznym życiu naszej epoki jedynym adwokatem sportowca wyczynowego przeciwko trenerowi, działaczom, dziennikarzom, sponsorom a nierzadko i własnym rodzicom, i... jemu samemu jest lekarz sportowy. Gorzka to prawda, że im lekarz ten jest mądrzejszy - im w iększa jest jego wyobraźnia zawodowa - i im jest uczciwszy, ty m większe są jego zmartwienia i kłopoty, gdyż nierzadko jego szlachetne intencje i mądre rady nie znajdują należnego posłuchu i nie są nagradzane.
Ale takie jest życie!