metrów i urwało się. Mamy więc przeszło 5 metrów, tj. dobre pół słoika. Feuerst[ein] był wczoraj 2 razy ogromnie zaaferowany. Jest to soliter mający najmniej 4 lata, doskonale odżywiony i bardzo silny. Do dziś żyje ten wczorajszy.
Dziś więc cały dzień żyję płynami, o 6-tej wieczorem dostaję olej, o 8-mej śledzia. Feuerst[ein] przychodzi wieczorem z jednym z lekarzy z kliniki, specjalistą. Zostają przy mnie obaj do 11-tej, po czym doktor idzie, a Feuer-stein zostaje na całą noc. Rano o 5-tej daje mi lekarstwo i zostaje przy mnie do 8-mej. Gdy on odchodzi, przychodzi ten z kliniki i siedzą przy mnie kolejno, to jeden, to drugi, cały dzień. O pierwszej dostaję flaszkę [nieczytelne) i o trzeciej ma być po wszystkim. Około drugiej będą obaj.
Oto jest ceremoniał wtorku, jak widzisz, staram się mieć odwagę. Ale tu nie ma wyboru. Trzeba to zrobić. On sam podtruł się cebulą i chce iść, a tak mnie strasznie męczy, że dziś w nocy z bólu ręce gryzłam. Gdyby to było zrobione 2 lata temu, wtedy, gdy zaczynały się te ataki, byłoby o wiele łatwiej — byłabym o tyle silniejsza. Dziś sił nie mam, jestem wyczerpana chorobą i zdenerwowaniem lat tylu. Co ze mną będzie! Oddaję się znów w ręce doktorów, którzy nie umieli lat tyle poznać się na mym cierpieniu i tak bardzo ciężko zawinili względem mnie. Dziś całą noc nie spałam. Patrzyłam na ten słój i na tę masę solitera. Myślałam, że to część tego, co jest we mnie, że ja to wykarmiłam swoimi siłami i że mnie to tak dręczyło, a wyście wszyscy mi nie wierzyli! Najgorzej nienawidzę Jekelesa, któren, gdy mu mówiłam: „ja mam solitera”, pukał mi w czoło i rechotał: „tu pani soliter siedzi w mózgu”. I gdy teraz zaczęłam chudnąć, a wymioty znów mnie porywały, byłabym dalej zmarniała, gdyby nie Ebers, bo soliter byłby dalej siedział i nikt nie chciał zrobić nawet próby, aby go poruszyć.
Ciężkie będą teraz dni. Ciężkie bardzo. Już od soboty co dzień biorę olej, dalej będę 24 godziny bez pożywienia. Feuerstfein] kazał przygotować eter, koniak, czarną kawę.
Gdy ten list otrzymasz, będzie już po wszystkim. Wolę, że Cię nie ma. Co się masz denerwować! Nauczyłam się cierpieć sama i ręce gryźć. To lepiej dla siebie i dla drugich.
Całuję Cię serdecznie, będę pisać zaraz po —
Lunia
Po napisaniu listu dostałam strasznego ataku. Myślałam, że zostanę. Właśnie przyszedł Majewski. Ogromnie się ucieszył i zmartwił, że tak cierpię, a ucieszył, że wreszcie odkryła się przyczyna choroby. Teraz wszyscy mądrzy. Dali mi jakieś końskie proszki i przejrzałam, bo byłam ślepa. Powiedzieli, że on podtruty cebulą szaleje i rzeczywiście tłucze się we mnie, dusi — co to będzie jutro!!!
Napisz do mamy [Malwiny Janowskiej], ja nie mam sił.
732
DO STANISŁAWA JANOWSKIEGO
[Lwów, 22 XI 1906]
Kochany Stasiu!
Nie pisałam wczoraj do Ciebie, bo byłam i jestem okropnie wymęczona. Zmizemiałam tak w ciągu tych dni, że wyglądam jak wtedy na Hoffmana. Nie spałam obie noce ani na jedną chwilę z powodu rozdrażnienia nerwowego nieopisanego. Wczoraj tylko po południu przy Feuerstfeinie] zasnęłam na godzinę, bo byłam w jego obecności spokojniejsza. Teraz się uspokajam. Jem płyny — czekoladę itd. Czyścili mnie 4 dni i to po 2 razy dziennic po V* szklanki oleju, a gdy pędzili truciznę, to tak strasznie, że 17 wypróżnień było przez 7 godzin i mdlałam. Dali mi więc opium. Szło o to, aby trucizna w ciele
223