jej rozumieć jako genezy psychologicznej, zgodnie z którą jakieś odkrycie miałoby z wolna odsłaniać określone następstwa i roztaczać swoje możliwości. Jest ona różna od tych wszystkich przebiegów i należy ją ujmować w całej jej autonomii. Można więc opisać derywacje archeologiczne historii naturalnej nie wychodząc od jej niewykazywalnych aksjomatów czy fundamentalnych motywów (jak na przykład ciągłość przyrody) ani nie obierając za punkt początkowy i za nić przewodnią rozważań pierwszych odkryć czy badań (badań Toumeforta poprzedzających badania Linneu-sza, badań Jonstona poprzedzających badania Tourneforta). Porządek archeologiczny nie jest ani porządkiem systematyczności, ani porządkiem kolejności chronologicznej.
Od razu wszakże zjawia się cały szereg możliwych pytań. Oto bowiem, choć każdy z owych różnych porządków jest swoisty i autonomiczny, muszą istnieć między nimi pewne stosunki i zależności. W wypadku niektórych formacji dys-kursywnych porządek archeologiczny nie różni się może bardzo od porządku systematycznego, gdzie indziej natomiast nakłada się na tok następstwa chronologicznego. Te paralelizmy (i odwrotnie — odchylenia, które znajdujemy w innych wypadkach) winny być zbadane. W każdym razie jest rzeczą istotną, aby nie mylić tych różnych układów, aby nie -szukać w początkowym „odkryciu” lub w oryginalności jakiegoś sformułowania, zasady, z której wszystko da się wydedukować i wyprowadzić; aby nie szukać w jakiejś ogólnej zasadzie prawa regularności wypowiedzeniowych bądź indywidualnych wynalazków; aby nie oczekiwać, że derywacja archeologiczna będzie odtwarzać porządek czasowy, lub że ujawni pewien schemat dedukcyjny.
Nic bardziej fałszywego, niż widzieć w analizie formacji dyskursywnych zamysł periodyzacji totalitarnej, zgodnie z którą, począwszy od jakiejś chwili i przez jakiś czas, wszyscy mieliby tak samo myśleć — mimo powierzchniowych różnic, to samo mówić, poprzez wielopostaciowe słownictwo, oraz wytwarzać coś w rodzaju wielkiego dyskursu, który przemierza się jednakowo we wszystkich kierunkach. Przeciwnie, archeologia opisuje poziom homogeniczności wypowiedzeniowej, która ma swój własny wykrój czasowy i która nie niesie w sobie wszystkich innych form tożsamości i różnicy, jakie można uchwycić w języku. I na tym poziomie ustala ona pewien układ, hierarchie, całą sieć rozgałęzień, która wyklucza całościową, bezkształtną, daną globalnie raz na zawsze synchronię. W nader niejasnych jednostkach zwanych „epokami” ujawnia ona, w całej ich specyfice, „okresy wypowiedzeniowe”, które artykułują się poprzez czas pojęć, poprzez fazy teoretyczne, poprzez stadia formalizacji, poprzez etapy ewolucji językowej — lecz nigdy się z nimi nie utożsamiają.
/