216
nalizom narzuciliśmy po cichu pe- ; nie podając zasady tej delimitacji, jej konturów. Przytaczane przy-3ez wyjątku do dziedziny nader j zcze nie tylko szczegółowo opisać, . ale nawet wysondować ogromnego obszaru dyskursu. Dlaczego systematycznie były pomijane teksty „literackie”, „fi- '■ lozoficzne” czy „polityczne”? Czy w tych rejonach formacje j dyskursywne i systemy pozytywności nie występują? Ograniczając się zaś do porządku nauk, dlaczego pominęliśmy mil- '] czeniem matematykę, fizykę lub chemię? Dlaczego odwołaliśmy się do tylu dyscyplin wątpliwych, jeszcze bezkształtnych i skazanych być może na to, że pozostaną zawsze poniżej progu naukowości? Jednym słowem, jaki jest stosunek archeologii do analizy nauk? a) Pozytywności, dyscypliny, nauki Pierwsze pytanie: czy archeologia, za pomocą dziwacznych ; nieco terminów „formacją dyskursywna” i „pozytywność”, nie opisuje po prostu pseudonauk (jak pschopatologia), nauk w fazie prehistorycznej (jak historia naturalna) lub nauk całkowicie przenikniętych przez ideologię (jak ekonomia polityczna)? Czy nie jest ona uprzywilejowaną analizą tego, co pozostanie zawsze guasż-naukowe? Jeżeli nazwać „dyscyplinami” zbiory wypowiedzi, które zapożyczają swą organizację od wzorców naukowych, które zmierzają do spój- i ności i demonstratywności, które są przyjmowane, instytu-cjonalizowane, przekazywane i niekiedy nauczane jako na- \ uki, czy nie możpa by powiedzieć, że archeologia opisuje dyscypliny nie będące naprawdę naukami, natomiast episte-r.
mologia miałaby opisywać nauki, które mogły się ukształtować na podstawie (lub pomimo) istniejących dyscyplin?
Na pytania te trzeba odpowiedzieć negatywnie. Archeologia nie opisuje dyscyplin. Co najwyżej mogą one, w ich widocznym rozwoju, służyć za punkt wyjścia do opisu pozytywności; nie wytyczają wszakże granic tego opisu, nie narzucają mu definitywnych wykrojów, nie odnajdują się jako takie u kresu analizy. Nie sposób więc ustalić obustronnej relacji między ustanowionymi dyscyplinami a formacjami dyskursywnymi.
A oto przykład tego przesunięcia. W Historie de la folie punktem wyjściowym było pojawienie się na początku XIX wieku dyscypliny psychiatrycznej. Nie miała ona ani tej samej treści, ani tej samej organizacji wewnętrznej, ani tego samego miejsca w medycynie, ani tej samej funkcji praktycznej, ani nawet tego samego zastosowania, co tradycyjny dział „chorób umysłu” lub „chorób nerwowych”, który figurował w traktatach medycznych XVIII wieku. Otóż badając tę nową dyscyplinę odkryliśmy dwie rzeczy. Tym, co sprawiło, że mogła zjawić się właśnie wówczas, tym, co zdeterminowało ową wielką zmianę w układzie pojęć, analiz i dowodów, jest cała gra stosunków między hospitalizacją, internowaniem, warunkami i procedurami wykluczania społecznego, regułami orzecznictwa sądowego, normami pracy przemysłowej i moralności mieszczańskiej — krótko mówiąc, cały zespół, który określa dla danej praktyki dyskursywnej formowanie Się jej wypowiedzi. Jednakże owa praktyka nie manifestuje się jedynie w dyscyplinie o naukowym statusie i naukowych pretensjach: jej działanie dostrzegamy także w tekstach prawnych, w ekspresji literackiej, w refleksji filozoficznej, w decyzjach natury politycznej, w codziennych rozmowach, w poglądach. Formacja dyskursywna, której istnienie pozwala wykryć dyscyplina psychiatrii, nie pokrywa wcale tego samego co ona obszaru: wychodzi znacznie poza jej granice i otacza ją ze wszystkich stron. Co więcej, cofając się w czasie i szukając czegoś, co w XVII i XVIII wieku mogło póprzedzać ustanowienie psychiatrii, zauważyliśmy, że żadna wcześniejsza dyscyplina nie istniała: to, ćo lekarze epoki klasycznej mówili o maniach, urojeniach, me*-lancholiach i chorobach nerwowych, nie tworzyło żadną miarą niezależnej dyscypliny, lecz było co najwyżej działem analizy gorączek, zmian humoralnych lub schorzeń mózgu.
217