śniejszy horyzont; o pozostawienie jej rozwoju w anonimo-. wości, której żaden akt transcendentalny nie narzucałby formy podmiotu; o otwarcie jej na taką czasowość, która nie obiecywałaby powrotu żadnej jutrzenki. Chodziło o oczysz-, czenie jej ż wszelkiego transcendentalnego narcyzmu; trzeba . było ją wydostać z owego kręgu zgubionego i odnalezionego początku, w którym to kręgu została zamknięta ; trzeba było wykazać, że historia myśli nie. niesie w sobie-objawiającej funkcji momentu transcendentalnego, jak nie niesie jej mechanika racjonalistyczna po Kancie, jak nie niosą jej ide-alności matematyczne po Husserlu lub znaczenia świata postrzeganego po Marleau-Pontym — pomimo wysiłków, jakie uczynili oni, aby ją na tych obszarach wykryć.
I myślę, że w gruncie rzeczy — mimo nieporozumienia zrodzonego z pozornego sporu ó strukturalizm — doskonale się zrozumieliśmy, to znaczy zrozumieliśmy doskonale, co każdy z nas chce robić. Było rzeczą całkiem normalną, że broniliście praw historii ciągłej, otwartej na teleologie i nieskończone procesy przyczynowoścL Nie broniliście jej wszakże po to, by ochronić ją przed inwazją strukturalistyczną, która pozbawiłaby ją ruchu, spontaniczności i wewnętrznego dynamizmu: w rzeczywistości chcieliście zabezpieczyć władzę świadomośoi ustanawiającej, ponieważ właśnie tę władzę podawano w wątpliwość. Otóż obrona ta musiała mieć miejsce nie na samym terenie sporu, ale gdzie indziej: jeślibyście bowiem przyznali jakimś badaniom empirycznym, wąskiej działalności historycznej, pra^/o negowania wymiaru transcendentalnego, jui wówczas ustąpilibyście w najważniejszym punkcie. Stąd cały szereg ,przemieszczeń. Musi się najpierw traktować archeologię jako poszukiwanie początków, a priori,formalnych, aktów ustanawiających, krótko mówiąc —- jako rodzaj fenomenologii historycznej (chociaż chodzi jej — przeciwnie — o wyzwolenie historii sjbod władzy fenomenologii), po czym zarzucać jejs że nie umie zrealizować swego celu i że zawsze odkrywa tylko serię faktów empirycznych. Trzeba następnie przeciwstawiać opisowi archeologicznemu, jego wysiłkowi w ustalaniu progów, rozłamów i transformacji, prawdziwą pracę historyków, która miałaby polegać na wykazywaniu ciągłości (chociaż od dziesiątków lat cel historii nie jest już taki), po czym zarzucać mu lekceważenie zjawisk empirycznych. Należy z kolei uznawać archeologię za przedsięwzięcie mające na celu opis całości 242 kulturowych, ujednorodnienie najbardziej widocznych różnic oraz znalezienie uniwersalności form ograniczających (chociaż celem jej jest określenie jednostkowej specyfiki praktyk dyskursowych), po czym wytykać jej, iż nie uwzględniła różnic, zmian, mutacji. 'Wreszcie, musi się ją oznaczać jako przeniesienie strukturalizmu w dziedzinę historii (chociaż jej metody i pojęcia w żadnym razie nie dają okazji do takiej identyfikacji), po czym wykazać, że nie może ona funkcjonować jako prawdziwa analiza strukturalna.
Cała ta gra przemieszczeń i pominięć jest najzupełniej spójna i konieczna. Dawała też pewną korzyść uboczną: pozwalała zwrócić się do wszystkich form strukturalizmu, które przyszło tolerować, którym tylekroć trzebą było ustąpić i powiedzieć im: „Widzicie, na co byście się narazili, gdybyście się porwali na dziedziny, co do nas jeszcze należą. Wasze zabiegi, które mają być może jakąś wartość gdzie indziej, rychło napotkałyby tutaj granice: wymknęłaby się im konkretna zawartość, którą chcielibyście analizować; bylibyście zmuszeni zrezygnować z waszego ostrożnego empi-ryzmu i znaleźlibyście się naraz, mimo woli, na przedziwnym obszarze ontologii struktury. Bądźcie więc na tyle roztropni, by pozostać na terenach, któreście oczywiście podbili; my natomiast będziemy udawać, że je wam nadaliśmy, ponieważ to my właśnie ustalamy ich granice.” Jeśli chodzi o korzyść główną, polega ona, rzecz jasna, na ukryciu kryzysu, w jakim się znajdujemy od dawna i którego-zasięg wciąż-się powiększa. Kryzys ów dotyczy refleksji transcendentalnej, z którą utożsamiała się filozofia od Kanta; dotyczy problematyki początku, obietnicy powrotu, za pomocą której 'omijamy różnicę naszej teraźniejszości; dotyczy pewnej myśli antropologicznej, która wszystkie pytania podporządkowuje pytaniu o byt człowieczy i pozwala uniknąć analizy praktyki; dotyczy wszystkich ideologii'humanistycznych; dotyczy — wreszcie i przede wszystkim — statusu podmiotu. Ten spór właśnie pragniecie ukryć, od niego — jak sądzę — spodziewacie się odwrócić uwagę uprawiając zabawę w konflikt między genezą a systemem, między synchronią a rozwojem, między stosunkiem a przyczyną, między strukturą a historią. Czy jesteście pewni, że nie praktykujecie teoretycznej meta tezy?
— Przypuśćmy więc, że istota sporu tkwi rzeczywiście tam, gdzie mówisz; przypuśćmy, że chodzi o obronę bądź
243
i«*